Warto przypomnieć, że Hans Zimmer, autor muzyki do filmu "Piraci z Karaibów. Na końcu świata", nie jest kimś kto wypadł sroce spod ogona. To mistrz gatunku już teraz porównywany z takimi sławami jak Ennio Morricone czy Vangelis. Co bardziej zagorzali fani, przypominając ścieżki dźwiękowe do "Gladiatora", oskarowego "Króla lwa" czy "Batman: Początek" sugerują, że niemiecki kompozytor już teraz jest numerem jeden.

Muzyka do najnowszych "Piratów..." zdecydowanie umocni pozycję Zimmerea. Jest w niej wszystko to, co pozwala muzyce żyć własnym życiem, niezależnym od filmu. Zimmer zapewnił tu dynamikę, wprowdził nastrój, zmusił do zaangażowania się w płynące z płyty dźwięki. Elemnty folku miksują się tu z muzyką symfoniczną, klasyczne podejście do muzyki z nowoczesnym mieszaniem gatunków

Są tu kompozycje, które na pewno będą zwarcać uwagę i to nie tylko miłośników muzyki filmowej. Podobać się będą lekko orientalny "Singapore", żywiołowy "Up Is Down", oraz porywający, wręcz przebojowy, zamykający płytę "Drink Up My Hearties". Całość zgodnie z regułami gatunki połaczona jest zgarbnie, tworząc concept album.

Hans Zimmer mówi o sobie, że pali zdecydowanie za dużo papierosów, w pracy jest tyranem, a na dodatek jest dziwnym połączaniem egocentryka z intrawertykiem. Może sobie być, byle by dalej tak dobrze komponował muzykę.

Hans Zimmer - "Pirates of the Caribbean. At World's End" EMI 2007