Nie szkodzi, że dziewiąty w jej karierze studyjny album, zatytułowany "American Doll Posse", to właściwie rzecz dla fanów. Nie szkodzi także, że rozchwiana stylistycznie płyta nie zdobędzie rozgłosu równego kontrowersyjnej, debiutanckiej "Little Earthquakes" (1992). Biletów na koncert w Kongresowej zabrakło już 20 kwietnia. Będzie to czwarta wizyta autorki "Cornflake Girl" w Polsce. Ostatnio zagrała dwa lata temu kameralny koncert w studiu radiowej "Trójki".

Na ostatniej płycie artystka prezentuje portrety pięciu kobiet. Czy to jej kolejne wcielenia? Neurotyczna Clyde przypomina Tori Amos znaną z introwertycznego "Me And a Gun" (1991), natomiast Pip - zaangażowana społecznie wojowniczka - może być samą pieśniarką A.D. 2007.

Podczas występów Tori gromadzi wokół siebie ludzi, niczym kapłanka z mitów greckich. Tak podniosłe porównania prowokuje sama, deklarując, że śpiewanie piosenek to dla niej środek do osiągnięcia katharsis i wyrażenia poglądów. Amerykanka krytykuje instytucję Kościoła, głosi feministyczne przesłanie i osobiste wyznanie wiary. W wywiadzie dla "Kultury TV" 40-letnia Tori prowokująco komentowała swoje zainteresowanie duchowością: "Od zawsze pociągała mnie, obecna chociażby w greckiej mitologii, wizja bogini zamiast boga-mężczyzny. Dlatego bliższa wydaje mi się kultura przedchrześcijańska".

Jednak sama artystka w swojej walce za najważniejszy uznaje sprzeciw wobec patriarchatu. "W <American Doll Posse> chodziło mi głównie o pokazanie nie tyle różnych aspektów własnej osobowości, lecz pięciu osadzonych w mitologii archetypów kobiecości" - mówi Tori. - "To protest przeciwko patriarchalnemu stereotypowi Amerykanki, która może być albo dziwką albo matką".

Jej najbardziej wstrząsające piosenki opowiadają o ludziach żyjących w dominujących związkach, z których bardzo ciężko jest się wydostać. Słynna "Me and a Gun" to historia zgwałconej kobiety, która nie zawahałaby się użyć pistoletu, by zabić prześladowcę. To opowieść z życia samej Tori: gdy po koncercie odwiozła jednego z fanów do domu, ten uwięził artystkę i wielokrotnie zgwałcił. Takie intymne wyznania korespondują z plotkami o dziwactwach pieśniarki: kolekcji fortepianów, których nikomu nie wolno dotykać czy fascynacji mistycznym kalendarzem Majów.

"Zniewolenie człowieka postępuje w tak głęboko skrywanej podświadomości, że często trudno nam o tym mówić" - mówi Amos.

Ona woli śpiewać. I znajduje wrażliwców, którzy wychowali się w dusznej atmosferze jej hipnotyzujących koncertów. Gdy zasiada do fortepianu, ważne stają się tylko trzy słowa, najczęściej przez nią wypowiadane: szczerość, szczerość i szczerość.

Tori Amos
19 czerwca, Warszawa, Sala Kongresowa