"Wydaje takie albumy, jakie sam lubię i nie zastanawiam się nad tym, czy komuś się spodobają czy nie" - tłumaczy w wywiadzie dla KULTURY Chris Manak, czyli Peanut Butter Wolf. "Jak na razie ta strategia się sprawdza w stu procentach. Jeśli przestanie, to będę musiał zwinąć ten interes (śmiech)." Dzięki swojej kolekcjonerskiej pasji oraz doświadczeniu na scenie muzycznej stworzył w Los Angeles wręcz idealny model wytwórni, która szanuje swoich artystów, nie idzie na żadne kompromisy, a do tego wypracowała sobie rozpoznawalną markę i stała się poważnym, dochodowym biznesem.
Przez blisko 12 lat w katalogu Stones Throw znalazło się ponad 200 tytułów. Obok takich artystów jak m.in. Koushik, zespół Breakestra czy raper Guilty Simpson, dominują przede wszystkim kolejne projekty jednego z najwybitniejszych producentów naszych czasów - Madliba. Jak mówi o nim sam Manak - "on znacznie więcej gra, niż mówi". Właściwie całe dnie spędza w studiu i pracuje naraz nad kilkoma płytami w różnych stylistykach. Do jego największych osiągnięć należą rasowe produkcje z Zachodniego Wybrzeża pod szyldem Lootpack, eksperymentalny album "The Unseen" Quasimoto, którym zwrócił uwagę całego środowiska hiphopowego na Stones Throw, a do tego jeszcze głośne współprace Madvillain z raperem MF Doom oraz Jaylib z równie cenionym producentem J Dilla, aż po zaskakujący projekt Yesterdays New Quintet. "Kiedy Madlib przyszedł do mnie i powiedział, że chce nagrać jazzowy album, nie wiedziałem, o co mu chodzi. Przecież on nie potrafi grać na żadnym instrumencie" - wspomina Manak. "Poszliśmy do sklepu, kupiliśmy mu perkusję, klawisze, gitarę, a on szybko opanował grę na nich i wyprodukował genialny album."
Wbrew pozorom oferta wytwórni Stones Throw jest bardzo różnorodna - znajdą w niej coś dla siebie zarówno fani hip-hopu, jak również soulu, jazzu, funku, a nawet rocka (swój ostatni album "Old Money" wydał tam gitarzysta Omar Rodriguez Lopez z Mars Volta). "Kiedy dorastałem w San Jose w latach 80., muzykę poznawałem w sklepach płytowych i dzięki alternatywnym rozgłośniom" - tłumaczy Manak. "Nie było internetu, magazynów muzycznych, więc nikt nie miał wpływu na mój gust." Niejako w hołdzie tym młodzieńczym czasom razem z innym doświadczonym kolekcjonerem Eothenem "Egonem" Alapatt uruchomił w swojej wytwórni dwa pododdziały - Soul Cal i Now Again ze wznowieniami zapomnianych płyt soulowych i funkowych z lat 70. i 80., które wsławiły się kultowymi składankami "Cold Heat" czy "The Funky 16 Corners". Poza tym z myślą o didżejach wydaje większość płyt na winylach w wersjach instrumentalnych, a dla maniaków archaiczne single 45-calowe. "Sprzedajemy ich może z tysiąc sztuk, ale zależy mi na ochronie tego gatunku" - śmieje się Manak.
Dla niego praca w Stones Throw to przede wszystkim spełnienie dziecięcych marzeń, kiedy w młodości za pieniądze taty chciał wydawać płyty kolegom. Ale również próba nadrobienia zaległości po nieprzyjemnych przejściach własnych z dużymi koncernami, kiedy porzucił karierę dobrze zapowiadającego się producenta i didżeja. "W połowie lat 90. nie widziałem żadnej nadziei dla hip-hopu" - tłumaczy. "Teraz czuję, że coś się ruszyło, artyści są bardziej otwarci, poszukują nowych brzmień, rytmów. Aż sam zacząłem znów kupować stare klawisze, automaty perkusyjne i tworzyć muzykę."
Najważniejsze, że nie tylko on sam uwierzył w nadejście nowej ery hip-hopu, ale również tysiące osób, które regularnie kupują płyty ze znakiem Stones Throw.