1. MODERN TALKING. Zachodni sąsiedzi w ciągłym natarciu. Dieter Bohlen i Thomas Anders już gdy w 1984 roku wystartowali jako team z hitem "You're my heart, you're my soul" wiadomo było, że to maszyna tworząca przeboje, których nie sposób wyplątać z myśli. Dziś zespół nie istnieje, ale Anders koncertuje samodzielnie i daje czadu również na polskich festiwalach, w Sopocie i Ostródzie.

Reklama

2. SABRINA. "Boys" - niejeden nastolatek na świecie marzył, by to właśnie jemu włoska seksbomba nuciła swój przebój. W zeszłym roku wystąpiła na festiwalu w Sopocie w supermini i znów zrobiło się gorąco. Także dlatego, że znów "przypadkowo" odsłaniła to i owo... Młodszą publiczność, której obcy jest megahit gorącej Włoszki, odsyłamy do teledysku poniżej.

3. SANDRA. Rzeczywiście niewiele ma wspólnego z biblijną Marią Magdaleną, choć wiedziała to już w 1985 roku, gdy wypuściła swój wielki przebój. "Everlasting Love" to kolejne sztandarowe muzyczne wyznanie seksbomy lat 80. W 2008 roku szalała na festiwalu w Sopocie, a w marcu wydała płytę, na której śpiewa z Thomasem Andresem z Modern Talking. Teledyski powstawały na Ibizie, więc zostajemy w klimacie.

4. SHAKIN' STEVENS. Lata 60. należały do Beatlesów, lata 70. do Eltona Johna, a 80. do Shakin Stevensa. Tak przynajmniej wynika z Księgi Rekordów Guinessa. Roztańczony Walijczyk w ostatnich dekadach ubiegłego wieku wylansował aż 39 przebojów, a takie kawałki jak „Teardrops” czy „Cry Just A Little Bit” przez lata były obowiązkowym punktem programu każdej prywatki. Król country-bluesowych hitów wciąż jest w doskonałej formie, a publiczność nie zapomniała o artyście po kilku latach milczenia. – W waszym kraju zawsze byłem obecny i bardzo jestem Polakom wdzięczny za pamięć – mówił Shakin w rozmowie z „DZIENNIKIEM”. Na koncercie w Kongresowej wykona nie tylko stare szlagiery, ale i piosenki z najnowszego albumu „Now Listen”.

Shakin' Stevens w rozmowie z "DZIENNIKIEM" >>>

5. LIMAHL. W zeszłym roku podczas dnia z muzyką lat 80. w ramach Sopot Festival Christopher Hamill, znany jako Limahl był chyba jedynym wykonawcą, który pokazał się z pozytywnej strony. Pokazał, że wciąż potrafi porwać publikę swoim kojącym wokalem śpiewając przeboje „Too Shy”, „Never Ending Story” czy „Too Much Trouble”. 8 maja zagrał w warszawskiej Sali Kongresowej.

6. DURAN DURAN. W latach 80. muzyczna korona należała zdecydowanie do czwórki Brytyjczyków o tlenionych włosach z Duran Duran. Przy „Rio", „Save a Prayer", „The Wild Boys" i bondowskim „A View to a Kill" szalały nastolatki od Kalifornii, przez robotnicze dzielnice Londynu i polskie blokowiska, po bywalców Opery w Sidney. Trzy lata temu kapela zagrała w Warszawie i wielu trzydziesto- i czterdziestolatków znowu musiało sobie przypomnieć jak się tleni włosy.

Reklama

7. GEORGE MICHAEL z czasów Wham! Przeuroczy zawadiaka z błyskiem w oku i tlenioną grzywą, poruszający niewieście serca śmiałą prośbą "Wake Me Up Before You Go-Go" i rozgrzewającą bardziej niż szklaneczka grogu opowieścią o pewnych "White Christmas". Potem był jeszcze "Too Funky", bez ogródek żądał "I Want Your Sex", no i wykrzyczał swoją "Freedom". A nas i tak najbardziej wzrusza jego łkające "Careless Whisper".

Bonus z polskiego podwórka 8. KAPITAN NEMO. W 2002 roku powrócił na polską scenę Bogdan Gajkowski, posiadacz barytonowego wokalu, prekursor polskiego new romantic Kapitan Nemo. W charakterystycznym czarnym berecie w dyskotekach całej Polski ponownie śpiewa swoje przeboje z lat 80. m.in. Twoja Lorelei, Słodkie słowo, Zimne kino, S.O.S. dla planety czy Elektroniczna cywilizacja. Podobno pracuje nad kolejną płytą.

p