"Żeby zasłużyć na miano wykształconej, kobieta powinna posiadać gruntowną wiedzę muzyczną, śpiewać, rysować, tańczyć i znać języki nowożytne" – pisała w "Dumie i uprzedzeniu" stara, dobra Jane Austen. I choć porady dla młodych dam, dziś mogą się wydawać poczciwym ględzeniem naszych praprababć, wiele pań o dziwo do dziś zdaje sobie brać je do serca.

Reklama

Za najlepszy dowód niech posłuży przykład Scarlett Jahonsson, która na wrzesień zapowiada wydanie nowego, drugiego już w swoim dorobku albumu. Poprzednim razem aktorka wzięła na warsztat utwory Toma Waitsa i choć krytycy nie piali z zachwytu (a mówiąc ściślej rwali włosy z głowy), Scarlett idzie w zaparte – z uporem maniaka śpiewa i śpiewa.

No i po co jej to? – dziwują się dziennikarze i słuchacze. Scarlett jest piękna, gdzie się nie pojawi, wzbudza powszechny zachwyt, a jej aktorski talent zdążyło już zauważyć i wykorzystać kilku znakomitych reżyserów z Woodym Allenem na czele. Na co jej, u diabła, jeszcze to śpiewanie, skoro drugim Tomem Waitsem i drugą Marylin Monroe jednocześnie być się nie da. Odpowiedź może być tylko jedna. To to porady naszych przodkiń sprzed dwustu lat każą nam uważać, że idealna niewiasta powinna mieć nie jeden, a wiele talentów z zanadrzu. I to zapewne z tego powodu piękne i podziwiane aktorki wcześniej czy później muszą chwycić za mikrofon.

Innych przykładów nie trzeba szukać daleko. Keira Knightley przed śpiewaniem broniła się rękami i nogami. Zapewniała, że śpiewać nie umie, że lekcje śpiewania – i to najpewniej z marnym skutkiem – brać musi – nic nie pomogło. Kobieta piękna, pełna wdzięku i gracji, kobieta na ekanie i w prasie kolorowej notorycznie się pojawiająca musi śpiewać i już! Twórcy filmu "The Edge of Love" już ją do tego przekonali. Zaśpiewała – kiepsko, ale uroczo!

Kiedy Nicole Kidman była niepozornym, kędzierzawym rudzielcem, jakiego zapamiętaliśmy z filmów "Szybki jak błyskawica" czy "Za horyzontem" ani przez myśl jej nie przeszło, żeby zostawać gwiazdą estrady. Ale gdy Australijka niczym Dorian Gray z biegiem czasu zaczęłą pięknieć w oka mgnieniu, a media zaczęły nazywać ją najpiękniejszą kobietą świata, nagranie płyty było już tylko kwestią czasu. Nicole w duecie z Robbiem Williamsem brzmi nieporównywalnie gorzej niż Nancy i Frank Sinatra. W teledysku prezentuje się też dużo słabiej niż na planie "Godzin" czy "Dogville". Na szczęście szybko chyba sama zdała sobie z tego sprawę.

Tragicznie zakończyły się również eksperymenty wokalne innej aktorsko utalentowanej piękności – Gwyneth Paltrow. Piosenka "Criuisin", którą aktorka wykonała razem z Hueyem Lewisem, w przeprowadzonej rok temu ankiecie magazynu "Spinner" została uznana za najgorszy duet wokalny wszech czasów.

Ale bez wyjątku potwierdzającego regułę, ten króciutki tekścik obyć się nie może. Oto więc on: Meryl Streep w musicalu "Mamma Mia!" piosenki Abby śpiewała fatalnie i... doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Wielka aktorka pokazała, że naprawdę wyjątkowa kobieta, może pozowolić sobie na odrobinę luzu i przyznać, że nie wszystkie umiejętności opanowała do perfekcji. Za to dla Streep wielki szacunek!

p