OFF Festival to wyjątkowa oferta na festiwalowej mapie Polski. To miejsce w którym spotykają się wymagający wielbiciele muzyki, których nie da się usatysfakcjonować jedynie znanymi nazwiskami światowej sceny. Tutaj przyjeżdża się przede wszystkim po to, by odkrywać nowe, muzyczne horyzonty i uczestniczyć w zaskakujących spektaklach, których próżno szukać na innych festiwalowych scenach nad Wisłą. Nie inaczej było i w tym roku.
Podczas tegorocznej, 8. już edycji tworzonego przez Artura Rojka festiwalu, na czterech scenach rozbrzmiewały takie gatunki muzyczne, jak metal, punk, klasyczny rock, hip hop, dubstep, czy muzyka klubowa. Dlatego OFF ma najwięcej do zaoferowania tym, którzy nie zamykają się w jedynym muzycznym nurcie, lecz z ciekawością przysłuchują się różnym gatunkom, wyciągając z każdego z nich to, co najbardziej wartościowe.
Na tegorocznym OFFie nie zabrakło koncertów, które poza świetną muzyką, oferowały publiczności spektakularne widowisko. Szwedzka grupa Goat występująca w kolorowych, ale i przerażających strojach stworzyła niezwykle energetyczny i elektryzujący spektakl. Szamańskie tańce dwóch wokalistek błyskawicznie zahipnotyzował publiczność, która dała się porwać dzikim dźwiękom i ruszyła w szaleńczy pląs.
Niezwykle oryginalny Mykki Blanco, poza dawką dobrego rapu, zapewnił zgromadzonej przed sceną publiczności niesamowite widowisko, w którym poza nim samym, wystąpiła między innymi półnaga postać kobiety, z której dłoni i ust wydobywało się nieziemskie światło. Nowojorski artysta, reprezentujący scenę queer-rapową szalał na scenie ubrany w damską bieliznę, a na koniec koncertu zszedł w tłum, by razem z publicznością bawić się do dźwięków swojej muzyki.
Mykki Blanco nie był jedynym, który postanowił bratać się z widzami. Dużą niespodzianką był występ zespołu Fucked Up!, którego wokalista jedynie kilka chwil spędził z resztą muzyków na scenie. Większość czasu szalał w tłumie widzów, a swoją obecnością zaskoczył nawet festiwalowiczów siedzących na trawie z dala od sceny.
Nie zawiodły także największe gwiazdy tegorocznej edycji. Legenda rockowej sceny lat 90-tych, czyli zespół The Smahshing Pumpkins usatysfakcjonował fanów swoimi największymi hitami. Charyzmatyczny Billy Corgan udowodnił, że wciąż jest w formie, za co publiczność odwdzięczyła się gorącym aplauzem.
Z bardzo pozytywnym odbiorem spotkał się także występ Zbigniewa Wodeckiego, który przy akompaniamencie zespołu Mitch&Mitch wykonał utwory ze swojej debiutanckiej płyty z 1976 roku. Nieco odświeżone aranżacje znanych piosenek spodobały się publice, co niesamowicie uskrzydliło samego artystę i zmobilizowało go do tego, by na festiwalowej scenie dać z siebie wszystko.
Mieszane uczucia wzbudził bardzo wyczekiwany koncert grupy My Bloody Valentine. Wielu widzów krytykowało koncert, za kiepską jakość dźwięku, jednak ortodoksyjni fani grupy i tak byli zachwyceni tym, co irlandzki band zaprezentował na głównej scenie ostatniego dnia festiwalu.
Mimo obecności na OFFie kilku prawdziwych muzycznych gwiazd, wśród uczestników pojawiały się pojedyncze głosy mówiące o tym, że w tym roku Artur Rojek zaprosił na scenę wyjątkowo małą liczbę sław, oddając pierwszeństwo offowym artystom. Sam twórca festiwalu, w rozmowie z dziennik.pl stwierdził jednak, że jego zdaniem proporcje pomiędzy wielkimi nazwiskami, a niszowymi wykonawcami zostały zachowane, a opinie będą różne, ponieważ to, co dla jednych jest mało gwiazdorskie, dla innych aż kipi od sław.
OFF Festival to bez wątpienia impreza na prawdziwie europejskim poziomie. Międzynarodowy charakter festiwalu widać zarówno na scenie, gdzie spośród ponad 70 artystów jedynie 26 było z Polski, jak i pod sceną, gdzie do muzyki bawili się zarówno polscy, jak i brytyjscy, niemieccy, czy hiszpańscy fani alternatywnych dźwięków. Organizatorzy stanęli na wysokości zadania i zrobili wszystko, by ułatwić zagranicznym gościom funkcjonowanie w festiwalowej codzienności. Zdaniem Artura Rojka, powodem, dla którego tak wielu obcokrajowców odwiedza OFF Festival jest fakt, iż katowicka impreza cieszy się bardzo dobrą renomą mediów muzycznych, które robią jej bezcenną reklamę.
Jednak OFF Festival to nie tylko święto muzyki. Uczestnicy imprezy mogli oglądać filmy pokazywane w nocnym kinie, czy prowadzić dyskusje z pisarzami w kawiarence literackiej, której w tym roku patronował Krzysztof Varga. Niezwykle zróżnicowana strefa gastronomiczna oferowała zarówno tradycyjne polskie dania, jak i specjały kuchni wegańskiej, arabskiej czy hinduskiej. Specjalnie wyselekcjonowane sklepiki oferowały zaś płyty, koszulki i gadżety, w które mogli zaopatrzyć się offowicze, bez obaw, że choć przez chwilę staną się mniej alternatywni.
Muzycznie w pełni satysfakcjonujący i organizacyjnie świetnie dograny. Artur Rojek po raz kolejny stworzył znakomitą imprezę dzięki której, Polska coraz wyraźniej zaznacza swoją obecność na festiwalowej mapie Europy.