Tak było podczas ich ostatniej wizyty w Polsce, w 2008 roku. Dali wtedy dwa znakomite występy, w Warszawie i Katowicach. Powrócą do nas w najbliższy czwartek z podobnie wyczerpującym zestawem. Robert Smith z zespołem wystąpią w łódzkiej Atlas Arenie.
Recenzje pierwszych koncertów (w większości wyprzedanych) podczas skandynawskiej odsłony ich tegorocznej trasy były entuzjastyczne. Fani podkreślają, że zespół jest w świetnej formie i zgodnie z zapowiedzią gra hity z różnych okresów działalności. "W zeszłym roku, idąc na koncert Duran Duran, pomyślałem sobie: oby tylko grali swoje singlowe przeboje" – miał powiedzieć cytowany przez "Guardiana" Robert Smith. Niespecjalnie był zainteresowany ich nowym materiałem. Ma świadomość, że fani, idąc na koncerty kapel z kilkudziesięcioletnim stażem, w dużej mierze czekają na stare hity. Nie powinny więc w setliście obecnej trasy The Cure dziwić takie przeboje jak "Boys Don’t Cry", "Lullaby", "Close to Me" czy "Friday I’m in Love".
Jednak Robert Smith i The Cure wielokrotnie wyłamywali się z wyłącznie przebojowego zestawu. Zaprezentowali bowiem dwa nowe numery. Przypomnę, że na nowy album czekamy już osiem lat, w 2008 roku został bowiem wydany ich ostatni, trzynasty krążek "4:13 Dream". The Cure grają obecnie także numery, które nie ukazały się na singlach i są dziś zapewne pamiętane przede wszystkim przez wieloletnich wiernych fanów. Jak chociażby otwierające kultowy krążek "Disintegration" z końca lat 90., "Plainsong" czy jeszcze wcześniejsze "The Baby Screams". Dzięki temu ich koncertem powinni być zadowoleni zarówno oddani wyznawcy, jak i ci, którzy znają tylko radiowe hity The Cure.
Już kilka miesięcy temu podano, że łódzki koncert zespołu został wyprzedany. Niedawno pojawiły się jednak jeszcze pojedyncze bilety. Supportem będzie szkocki zespół postpunkowy The Twilight Sad.
The Cure; 20.10; Łódź, Atlas Arena