Fani zespołu uznali występ za niezwykły, ale duża część miłośników bardziej rockowego oblicza grupy kręciła nosem. Tak pisaliśmy w relacji z koncertu.

Reklama

Czy największe utwory w dorobku Radiohead można w ogóle nazwać hitami? Nie za bardzo da się je śpiewać razem z artystą na koncercie, sam Thom Yorke nie ma też aparycji stadionowego porywacza tłumów, jak chociażby Chris Martin z Coldplay. Widać to było z konferansjerce, którą stosował – absolutne minimum uzupełnione o nieartykułowane odgłosy, wydawane chyba dla „podtrzymania konwersacji”. To nie taka muzyka. Być może dlatego wśród części odbiorców wczorajszego koncertu słychać było rozczarowanie czy niezrozumienie: „co w tym Radiohead takiego niezwykłego?”. Koncertem zachwyceni i oczarowani byli fani zespołu, ale nie poszerzył on raczej grona odbiorców o tych, którzy w czasie największej popularności „Creep” byli dopiero w planach.