Występ 71-letniego McCartneya w sobotę na Stadionie Narodowym w Warszawie nie będzie pierwszym koncertem Beatlesa w Polsce. Dwa lata temu gościliśmy bowiem Ringo Starra. Występ Sir Paula to jednak bez wątpienia ważniejsze wydarzenie muzyczne i to nie tylko dla fanów czwórki z Liverpoolu.

Reklama

Do Polski Paul przyjedzie z muzykami, którzy pojawili się obok niego na "Good Evening New York City". To Paul "Wix" Wickens (klawisze), Brian Ray (gitara basowa/gitara), Rusty Anderson (gitara) i Abe Laboriel Jr. (perkusja). Czego można się spodziewać? Po recenzjach odbytych już koncertów na obecnej "Out There! Tour" sądząc – absolutnie wyjątkowego występu. Paul zagrał już trzy koncerty w Brazylii i kilka w Stanach Zjednoczonych.

Jego występy są dłuższe niż koncerty takich tuzów, jak U2 czy Depeche Mode. McCartney potrafi grać przez trzy godziny! Aktualna setlista oszałamia. Na przykład na koncercie w Nowym Jorku 10 czerwca Paul zagrał aż 38 numerów, dwukrotnie wychodząc na bisy. Piosenki Wings, The Beatles (absolutnie wszystkie najważniejsze numery), a do tego wplecione "Foxy Lady" Jimiego Hendriksa. Nie brakuje sztucznych ogni, świateł, prezentacji wideo.

Paul dorzuca do tego cały czas zaczepki skierowane do publiczności. Opowiada o tym, jak ciężko mu czasami śpiewać i grać, bo próbuje przeczytać napisy, jakie fani umieścili na trzymanych w górze tabliczkach czy flagach. Z fanem z pierwszego rzędu potrafi porozmawiać o latach 60. albo opowiedzieć anegdotę o Hendriksie. Jak ten prosił go o takie nastrojenie gitary, żeby zaimponował Ericowi Claptonowi.

Paul doskonale potrafi też wprowadzić w klimat kolejnej piosenki. Kiedy na wspomnianym koncercie w Nowym Jorku miał zagrać numer "Lovely Rita" Beatlesów z płyty "Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band", spytał publikę – Czy ktoś w mieście potrafi tak uroczo wręczać mandaty jak Rita?. To nie tylko nawiązanie do numeru "Lovely Rita", ale też do jednej z teorii spiskowych o śmierci i sobowtórze Paula.

Niektórzy wierzą, że w 1966 roku po kłótni z członkami The Beatles Paul wyszedł ze studia i odjechał swoim aston martinem. Niestety, tak zapatrzył się w kontrolerkę parkingowych biletów, Ritę właśnie, że spowodował wypadek i zginął. Wtedy pozostali Beatlesi ustalili, że zastąpią go sobowtórem. Na szczęście to teoria równie mocna jak ta, że światem rządzi grupa zmiennokształtnych jaszczuro-ludzi. 22 czerwca na Stadionie Narodowym na pewno zobaczymy prawdziwego Beatlesa i nic tego nie przebije.