W operze "3 Paderewskis" poznajemy historię życia Ignacego Jana Paderewskiego opowiedzianą przez jego trzy wcielenia. Dlaczego nie wystarczył jeden Paderewski?
Oliver Mayer: Kiedy pierwszy raz czytałem o Paderewskim, oszołomiły mnie wszystkiego jego osiągnięcia. Zanim napisałem cokolwiek, powiedziałem sobie, że będę potrzebować trzech Paderewskich, bo jego życiorysem można obdarować więcej niż jedną osobę. W zasadzie miał on więcej niż trzy wcielenia - był kompozytorem, politykiem, wytwórcą wina; był młody, był w średnim wieku, starszy; kochał jedną kobietę, która umarła, potem zakochał się w innej, z którą miał świetne małżeństwo, był ojcem. Miałem w głowie te wszystkie aspekty jego życia i wykorzystałem w mojej operze trzy głosy jako trzy różne strony tego samego człowieka. Wiedziałem, że jedno z wcieleń musi być kobietą.
Dlaczego?
Ponieważ wierzę, że najlepszy mężczyzna to taki, który ma żeńską stronę, żeńską wrażliwość. Nie pozbawia go to męskości, a raczej mu jej przydaje. Pomyślałem, że w związku z tą wrażliwością, to wcielenie Paderewskiego jako pianisty otrzyma postać kobiety. Jego wcielenia - jako polityka i wytwórcy wina - są bardziej męskie, kobieta ma w sobie twórczy ogień.
Jak kariera polityczna i muzyczna wpływają na siebie w jego życiu?
Myślę, że duża część jego sukcesu muzycznego wynika z tego, że był emigrantem. Był przesiedlony z Polski, myślę, że to czyniło jego muzykę tak piękną. Każdy pianista może zagrać Liszta, Chopina, ale w jego muzyce czuć, że tęskni za domem.
To dlatego był tak popularny w USA?
Tak, ponieważ Ameryka to kraj emigrantów. Dzięki temu, swoją muzyką przekazywał emocje dobrze znane publiczności. Ludzie często polecali innym jego koncerty. "Musisz zrobić to dla swojej duszy" - mówili. Dzięki doświadczaniu tej solidarności przez dekady, Paderewski zdał sobie sprawę, że nie jest sam i że może wrócić do Polski i tworzyć państwo.
Czemu zdecydował się pan przedstawić Paderewskiego również jako wytwórcę wina...
Produkcja wina była bardzo ważnym aspektem jego życia. Niewielu Polaków wie, że wygrał on konkurs na najlepsze wino w Kalifornii. Było ono najlepsze w całym stanie. Opuścił Polskę jako smutny człowiek pogrążony w kryzysie i przybył do Kalifornii, i przekuł swój smutek w coś pięknego. To również ważna strona jego charakteru, że nigdy się nie poddawał. Kiedy czuł się pokonany w sprawach odbudowy ojczyzny, wykorzystał swoją energię na coś, co sprawi ludziom przyjemność - na produkcję wina.
W spektaklu przedstawiona jest pierwsza żona Paderewskiego Antonina. Dlaczego skupił się pan właśnie na tej postaci? Przecież byli małżeństwem tylko dziewięć miesięcy, nie wiemy o niej zbyt wiele.
To właśnie dlatego ją wybrałem - ze względu na tajemniczość tej postaci. Prawie nie wiemy, jak wygląda. Poza tym jest tak, że niewielu z nas zapomina o pierwszej miłości. Dlatego myślę, że Paderewski nigdy nie przebolał śmierci Antoniny, a te uczucia przelewał na swoją muzykę. Jako artysta rozumiem jak to jest. Jego drugie małżeństwo było udane, świetne, ale nie dramatyczne. Poczucie straty ukochanej osoby nigdy go nie opuściło.
Na czym bazował pan, pisząc swoje libretto?
Bazowałem na wspomnieniach Paderewskiego, książkach i filmach o nim, jego muzyce i przemówieniach. Zrobiłem reaserch, a później używałem wyobraźni.
Amerykańska premiera opery "3 Paderewskis" autorstwa Olivera Jai’Sen Mayera oraz kompozytorki Jenni Brandon odbyła się w środę w Kennedy Center, The Terrace Theater w Waszyngtonie. Opera ta jest jednym ze zwycięskich przedstawień, nagrodzonych w konkursie Instytutu Adama Mickiewicza.
W 2017 r., z okazji zbliżającej się wówczas 100. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości, Instytut Adama Mickiewicza ogłosił w Stanach Zjednoczonych konkurs na spektakl muzyczny inspirowany życiem i działalnością kompozytora. Spośród nadesłanych wybrano siedem zwycięskich przedstawień.
Z Waszyngtonu Olga Łozińska