Jeśli zaczyna się swoją płytę taką taneczną piosenką jak "Axis", to znaczy, że zakusy na panowanie w klubach są spore. W przypadku Pet Shop Boys nie są bynajmniej bezpodstawne. Ich 12. krążek "Electric", który rozpoczynają elektronicznymi bitami i słowami "Feel the power/ Electric energy/ Turn it on", to pokaz dance'owych możliwości Neila Tennanta i Chrisa Lowe jakich nie słyszeliśmy od dawna. Ich ostatnie płyty, zwłaszcza poprzedzające "Electric" – "Elysium", odjeżdżały w bardziej melancholijne rejony. Jak sami mówili, chcieli osiągnąć świeże brzmienie. Efektem były głównie klimatyczne ballady. Oczywiście oparte przede wszystkim na elektronice, ale momentami z dodatkami pianina, gitar i smyczków.

Reklama

Oprócz pisania materiału, który umieszczali na własnych płytach, Pet Shop Boys nie stronili też od komponowania dla filmu, a nawet baletu, i to z powodzeniem. Ze starym, tanecznym PSB nie miało to jednak wiele wspólnego. Ciekawe, że, jak przyznał sam Tennant, nad "Electric" zaczęli pracę już przy tworzeniu wspomnianego "Elysium". Neil dodaje też, że chętnie umieszcza ostatni krążek obok jednej z najlepszych płyt w dorobku Brytyjczyków "Introspective" z 1988 roku z takimi hitami, jak "Left to My Own Devices", „Domino Dancing" i przede wszystkim "Always on My Mind". Krytycy chyba też myślą podobnie, bo "Electric" zbiera recenzje bliskie właśnie "Introspective". A takich ocen Pet Shop Boys nie mieli od lat. "The Telegraph" dał pięć gwiazdek na pięć, "Mojo" cztery na pięć, "Q" cztery na pięć, a "The Guardian" cztery na pięć.

Największa siła tego krążka to oczywiście podkłady. Mają w sobie prostotę z lat 80., ale też współczesny sznyt, za który odpowiada producent Stuart Price. Teraźniejszy parkiet ma w jednym palcu, cały czas pracuje przecież jako DJ, poza tym współpracował w studio z takim roztańczonymi artystami jak Madonna, Kylie Minogue czy Take That. Także dzięki niemu Pet Shop Boys doskonale znaleźli dla siebie miejsce na dzisiejszej scenie. Na pewno sporego kopa i przede wszystkim wolność dało odejście, po niemal 30 latach, z wielkiej wytwórni. "Electric" wydali już we własnym labelu.

Muzycy nie boją się też ryzykować. Zachciało im się rapu, więc do kawałka "Thursday" zaprosili Elliota Gleave'a – brytyjskiego piosenkarza i rapera, znanego jako Example. Nie boją się też marketingowych udziwnień. Wydali na przykład w liczbie tylko 500 sztuk specjalną przypinkę – miniodtwarzacz mp3, na którym oczywiście nagrany jest materiał z "Electric". Na tym krążku Pet Shop Boys kontynuują linię prostych graficznie okładek. Ta, pokazująca ruch, przepływ elektryczności, przypomina popart sprzed kilkudziesięciu lat.

Na osobne zdanie zasługują teksty Pet Shop Boys. Są piosenki, w których rządzi prosta repetycja pełnymi energetycznego przekazu sekwencjami słownymi, jak we wspomnianym "Axis" czy "Bolshy". Są też jednak takie perełki jak "Love Is a Bourgeois Construct" z poważnym, momentami politycznym tekstem. Tennant przyznaje tu, że wciąż "szuka swojego miejsca w Wielkiej Brytanii". Krwiożerczą rzeczywistość Neil opisuje w kawałku niemal techno "Fluorescent": – O północy jest czas na dobry biznes./ Skandal jest tylko kwestią ceny. W "Inside a Dream" panowie potrafią być melancholijni, a w wieńczącym krążek "Vocal" z użyciem vocodera sentymentalni. Jest tu jeszcze perełka w postaci coveru numeru "The Last To Die" Bruce'a Springsteena sprzed sześciu lat. Swój wybór tłumaczą prostym "dlaczego nie?". Faktem jest, że ich wersja jest, delikatnie mówiąc, zaskakująca.

"Electric" to idealny album do grania na żywo. Tym bardziej że do energii i przebojowości, jaka z niego bije, Pet Shop Boys dokładają wspaniały wizualny show oparty nie tyle na światłach i wybuchach, ile na ciekawych rozwiązaniach logistycznych sceny. Na pewno warto zobaczyć ich we wrześniu na koncercie w Gdańsku. Tym bardziej, że Neil Tennant i Chris Lowe wykonują na obecnej trasie takie hity sprzed lat jak "West End Girls", "It's a Sin", "Always on My Mind" i "Go West". To może być impreza roku.

PET SHOP BOYS | Electric | Kobalt/Mystic