Członkowie zespołu przekonują, że pracując nad piątą płytą, zostawili w studiu krew, pot i zły, chcąc nagrać naprawdę mocny materiał. Pomóc miał im w tym Colin Richardson, który ma na koncie ponad sto płyt z ciężkim graniem, od Sepultury po Slipknot.
"Venom" nie jest płytą tak ciężką jak wiele poprzednich dzieł Richardsona, ale faktycznie Bullet For My Valentine przycisnęli, grając mocniej i szybciej, choć wciąż z melodyjnym polotem. Do składu dołączył basista Jamie Mathias i BFMV wyszło to na dobre, choć do genialności im jeszcze trochę brakuje. Wydaje się, że za mało jest w ich melodiach świeżości, podobnie zresztą jak w tekstach.
Co prawda, metalcore'owa mieszanka łatwo wpada w ucho, ale też wiele po niej w głowie nie zostaje. Trzeba jednak uczciwie powiedzieć, że płyta zyskuje z każdym przesłuchaniem. Jeżeli nie podejdzie wam za pierwszym razem, dajcie jej drugą szansę.
Bullet For My Valentine | Venom | Sony Music
Reklama