Czasami skręcał w bardziej hiphopową czy elektroniczną stronę, ale to okolice twórczości Marvina Gaye’a czy Steviego Wondera były mu zawsze najbliższe. Nie inaczej jest na jego piątym studyjnym krążku "Darkness and Light". Króluje tu retro sznyt, do którego właściciel dość prowokującej ksywy (naprawdę nazywa się Stephens) dołożył poważne teksty o sprawach damsko-męskich i współczesnej Ameryce. Gościnnie pojawili się Chance the Rapper, Brittany Howard z Alabama Shakes oraz Miguel. Oldskulowo brzmiący album nasycili soulem, poza tym elementami funky, jazzowymi czy elektroniką. Bywa tanecznie, ale też wzruszająco i delikatnie. Trudno tu wskazać jeden wielki przebój. Każdy kawałek to genialnie zaaranżowana wycieczka pełna ciekawych dźwięków. Do wielokrotnego chłonięcia. Dobrze by było, gdyby Legend przyjechał z tym materiałem do Polski.
O tym, że John Legend lubi klasyczny soul i r’n’b pokryte kurzem wiemy już od pierwszej płyty sprzed 13 lat.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama