Tak Muniek mówił o utworze i okolicznościach jego powstania w wywiadzie dla dziennik.pl
Płytę zaczęliśmy nagrywać w dniu, w którym umarł. Słuchałem go długo przez lata. Jego płytę „Blackstar” kupiłem 8 stycznia. Potem on zmarł, a ja do tego czasu nie zdążyłem jej przesłuchać. Znałem tylko utwór tytułowy. Podobał mi się, ale był dziwnie mroczny. Pytałem sam siebie: co tam u tego Bowiego? Dlaczego w głowie taki mrok? Nie wiedziałem, że to jest epitafium. Śmierć była szokiem dla wszystkich. Pomyślałem sobie, że fajnie byłoby napisać o nim kawałek.
Poza tym dosyć długo mieszkałem na Żoliborzu, gdzie opowiada się legendę o tym, że wyszedł na Plac Wilsona, przeszedł się z Dworca Gdańskiego, kupił płytę zespołu Śląsk. Za moich czasów każdy znał tę opowieść, pamiętam też księgarnię, teraz wszędzie są już tylko banki.
Chciałem napisać tekst nie tylko z pozycji fana. „Warszawa Gdańska” wydała mi się pojemnym tematem. Przecież w 1968 roku stąd wyjeżdżali z Polski ludzie pochodzenia żydowskiego, migrowali z musu.
Za chwilę pojawi się teledysk, bohaterem jest młody chłopak, trochę do Bowiego podobny. Chodzi po blokowisku, chodzi po Mordorze - nie umie się odnaleźć, jakby był totalnym outsiderem. I nagle dostaje powołanie do wojska i trafia na poligon. Dostaje hełm, musi walczyć – ale nie wie przeciwko komu.