Inne

Robin Thicke
"Sex Therapy"
Wyd. Universal 2010
Ocena: 5/6



Nie tylko wygląda bardziej męsko niż większość tych dobrze znanych gwiazd R’n’B, a jego falset brzmi lepiej niż ten Justina Timberlake’a, ale jak sam twierdzi na swoim czwartym albumie „Sex Therapy” - nauczył się również uzdrawiać swoim delikatnym dotykiem i lepkim językiem.

Jestem facetem, o którym twoja mama mówiła, że nie istnieje. Robię to lepiej niż jakikolwiek z twoich chłopaków - przechwala się bezczelnie w „Make U Love Me”. W „It’s In the Mornin” razem z samym porno-królem Snoop Doggiem wychwala zalety porannego, leniwego seksu i zdradza tajniki idealnej gry wstępnej, a w „Rollacoasta” prowokuje Estelle do ostrego wieczornego seksu i pełnych rozkoszy krzyków. Wbrew pozorom Thicke to bardziej romantyczny i doświadczony typ niż erotomana-gawędziarz, dlatego połowa raperów mogłaby brać u niego na korepetycje. A dziewczęta oczywiście już teraz ustawić się w kolejce na terapię.






Reklama

p


Do tego Thicke przez cały czas nie przestaje wyciągać asów z rękawa - soulową balladą „2 Luv Birds” o zakochanych ptaszkach złamałby serce każdej kobiecie, w „I Got You” w stylu easy listening zaprasza te znudzone swoimi partnerami na kolację z drogim szampanem i truskawkami w czekoladzie, w funkujących rytmach klasycznie obiecuje im, że obsypałby je deszczem diamentów, na jego obrazach wyglądałby pięknie niczym Mona Lisa, a po ślubie z nim nazywałyby się Panią Sexy. Naprawdę trudno jest się uprzeć czarowi tych piosenek, skoro wielbicielami talentu Thicke są od dawna m.in. Lil Wayne, Pharell Williams i Jay-Z, a przy produkcji pomogli mu teraz coraz bardziej uznani producenci na rynku hip-hop/r’n’b - Polow da Don, Teddy Riley, Jeff Bhasker.

Reklama