Diddy-Dirty Money obok rapera tworzą piosenkarka Dawn Richard znana z zespołu Danity Kane oraz Kalenna Harper, która pisała piosenki dla Arethy Franklin i Pussycat Dolls. W wywiadach przed wydaniem płyty Diddy twierdził, że łącząc hip-hop, funk i techno chciał stworzyć nowy gatunek "train music", przy którym mają się bawić następne pokolenia klubowiczów. To rytmiczny, agresywny styl oparty na przebojowej melodii, którą co jakiś czas przebijają zaskakujące dźwięki.
Płyta "Last Train to Paris" jest doskonałym przykładem tego, że Diddy równie dobrze czuje się jako biznesmen siedzący za biurkiem (ma m.in. swoją linię ubrań i perfumy) i jako muzyk za konsolą z mikrofonem w ręku. Albumem "Last Train to Paris" przypomina, że wciąż doskonale rapuje, wie, jak nowocześnie wyprodukować płytę i ją sprzedać.
Album zapowiadana była już rok temu. Diddy czekał z jej opublikowaniem, podgrzewając atmosferę ujawnianiem kolejnych nazwisk gości z muzycznego topu, którzy pojawią się na płycie. Jego pewność co do tego, że nagrał ważną płytę, wcale nie dziwi. Jest przecież trzykrotnym zdobywcą Grammy, współpracował ze Smashing Pumpkins, Stingiem, Arethą Franklin i Jayem-Z.
Buńczuczne zapowiedzi i tabun gwiazd – prosty sposób na rozgłos – nie dawały „Last Train to Paris” wielkich nadziei. Jednak już po pierwszym przesłuchaniu tego bardzo długiego albumu – 16 utworów – muzyczna opowieść Seana wciąga. Do tego, co już gdzieś słyszeliśmy, na przykład retro electrobitów („Shades”) czy prostej ballady r’n’b („Loving You No More”), Diddy i spółka dorabiają bowiem nieprzewidywalność.
Reklama



W "Intro" Diddy rapuje leniwie, jakby spalił kilogram marihuany, co idealnie współgra z delikatnymi erotycznymi klawiszami i dźwiękami jak z kosmosu. Numer "Yeah Yeah You Would" atakuje ostrym rapem kojonym przez wokalizy Grace Jones. Znakomite jest "Someone to Love Me", w którym Diddy pokazuje świetny rap. W "Yesterday" z elektronicznymi tanecznymi dźwiękami idealnie łączy wokal Chrisa Browna.
Diddy pokazuje, że potrafi wykorzystać gwiazdy w niekonwencjonalny sposób – w "Shades" nie rozpoznacie Justina Timberlake’a. Mieszanką tanecznych stylów i łączeniem elektroniki z żywymi instrumentami doprowadził rap do arcytanecznej strefy.
Diddy wykazał się dużą odwagą wydając płytę w momencie, kiedy muzyczny świat nie szczędzi pochwał dla "My Beautiful Dark Twisted Fantasy" Kanye Westa. Są dla siebie dużą konkurencją. Ale kto inny by to zrobił, jeżeli nie ten, który twierdzi, że byłby idealnym czarnym Jamesem Bondem i że zdobyłby medal olimpijski w kategorii najdłuższy stosunek.
DIDDY-DIRTY MONEY | Last Train to Paris | Universal