"Nawet Sophia Loren pytała mnie: <Kiedy ty wreszcie wrócisz do pracy? Kobieto, masz dar! I w związku z tym ciąży na tobie odpowiedzialność.> Przez nią poczułam, że to mój obowiązek. Ech, ci pracowici Włosi!" - żartowała Tina, zapowiadając trasę.

Reklama

Piosenkarka zapewniała, że to dla niej idealny czas na sceniczny comeback, bo czuje się w świetnej formie fizycznej i psychicznej. I nie sposób jej nie wierzyć, bo swoim pierwszym występem w Kansas City stuprocentowo potwierdziła, że nadal jest "simply the best”. Kilkunastotysięczny tłum był zachwycony jej charyzmą i energią, dynamiczną choreografią i kostiumami - śmiało odsłaniającymi nogi minisukienkami od Mackie i Armaniego.

Tina nie szczędziła też fanom swoich największych hitów, wykonując kawałki z jej przełomowego piątego albumu solowego: "What’s Love Got to Do with It”, "Private Dancer”, "Let’s Stay Together”, oraz m.in. "Respect” i "Proud Mary”.

Co ciekawe, artystka sama przyznała niedawno, że jest swoim powrotem nawet bardziej zaskoczona niż jej fani. "Okazało się, że moja muzyka jest wciąż aktualna. I silna. Tak jak ja" - zauważyła zadowolona.