"Fani zmienili moje życie. Dziękuję. Publiczność i koncerty to dla mnie najlepszy prezent" - powiedziała gwiazda, która obchodzi właśnie 51. urodziny. Z tej okazji - po piosence "Doli doli" wykonanej przez Cyganów - publiczność odśpiewała Madonnie "Sto lat".
Gwiazda była wzruszona. "Uwielbiam swoją pracę" - dodała. W trakcie utworu "You must love me" ludzie na lotnisku podnieśli w górę przygotowane wcześniej, wycięte z papieru białe serca.
Królowa pop oddała też hołd królowi. Na telebimie pojawił się teledysk Michaela Jacksona "Billie Jean". Jeden z tancerzy Madonny był przebrany za Jacko.
Publikę rozgrzał Paul Oakenfold
Królowa popu powitała polską publiczność z lekkim opóźnieniem - przed fanami zgromadzonymi na warszawskim Bemowie pojawiła się około godziny 21:20. Blisko dwugodzinny show rozpoczęła od piosenki "Candy Shop", wjedżając na scenę na... tronie.
>>>Zgarnij nagrody w konkursie "Madonna i Ty"
Show poprzedził koncert supportującego Madonnę Paula Oakenfolda. To jeden z najbardziej znanych i cenionych DJ'ów oraz producentów na świecie, który trafił nawet do Księgi Rekordów Guinnessa.
Oakenfold zremiksował najsławniejsze utwory klubowe, m.in. "Don't Stop The Music" Rihanny, utwory Eurythmics, w końcu przeszedł do miksów utworów samej Madonny. Muzyka porwała fanów. Piosenkom towarzyszyły intrygujące wizualizacje na telebimach.
Tak zaczęła się sobotnia przygoda
Jak relacjonuje gazeta.pl, po godz. 15:00 z warszawskiego hotelu InterContinental wyjechała kolumna samochodów. W jednej z limuzyn była Madonna. Ochroniarze parasolami próbowali osłonić auto przed fotoreporterami.
Artystka pojawiła się na scenie około 17:00 - właśnie wtedy zaczęła się próba dźwięku. Uczestniczyło w niej około dwustu fanów-szczęśliwców, zwycięzców specjalnych zaproszeń. "Jak długo czekacie?" - pytała ich gwiazda. "Kocham was" - rzuciła, gdy usłyszała, że 24 godziny.
Około 17:30 otwarto bramy dla pozostałych. TVN24 na żywo pokazywała ludzi pędzących pod scenę.
Tłum w okolicach lotniska gęstniał z minuty na minutę. O 16:00 zamknięto dla ruchu ulicę Powstańców Śląskich. Policja apelowała, by na koncert przyjeżdżać komunikacją miejską - organizatorzy nie przewidzieli dla uczestników dodatkowych parkingów.
Wielu fanów Madonny pojawiło się przed bramą lotniska już w piątek wieczorem. Fani, wśród nich wiele dziewczyn przebranych za królową popu z różnych okresów jej świetności, śpiewali przeboje Madonny i robili zdjęcia.
Protestowali przeciwnicy Madonny
W tłumie kręciło się również sporo koników sprzedających bilety. Nie brakowało miłośników piosenkarki z zagranicy, nawet z Australii czy Hong Kongu. Nie było widać natomiast organizacji, która najgłośniej zapowiadała protesty przed koncertem - donosi gazeta.pl.
Komitet Obrony Wiary i Tradycji Narodowych "Pro Polonia" miał demonstrować przeciwko organizowaniu występu w dniu przypadającego dziś święta maryjnego. Przyszli natomiast członkowie ruchu Suwerenność Narodu Polskiego z polską flagą i transparentem: "Wybór prosty: albo cywilizacja życia, albo szambo".
Według gazety.pl demonstranci namawiali przez głośnik do rezygnacji z udziału w koncercie i twierdzili, że jest on "dobrze zaaranżowaną prowokacją". Była też kobieta z transparentem: "Katoliku, co zrobiłeś dla swojego mistrza i pana Jezusa Chrystusa, a ile wydałeś na koncert p. Madonny, kabalistki?".
>>> Dowiedz się wszystkiego o koncercie Madonny w Warszawie
Na teren lotniska fani nie mogli wnosić ze sobą kamer ani aparatów z wymiennymi obiektywami. Taki sprzęt trzeba było zostawić po przejściu przez pierwszą bramkę. Aby zmniejszyć zagrożenie, ochrona wpuszczała oczekujących na koncert partiami.
Tak Madonna zagrała fanom na nosie
Samolot z Madonną wylądował na Okęciuw piątek około godziny 17:30. Nie potwierdziły się informacje, że piosenkarka uda się najpierw z dziećmi do byłego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau.
Wcześniej, przed 13:00, na lotnisku w podkrakowskich Balicach wylądował pierwszy prywatny samolot z Pragi, jednak na pokładzie maszyny nie było Madonny. Na lotnisku na piosenkarkę czekało kilkadziesiąt osób - fanów i dziennikarzy. Gwiazdy się jednak nie doczekali.
Nie doczekali się jej również fani zgromadzeni w hali przylotów na Okęciu. Gwiazda nie odprawiła się jak każdy inny podróżny - po prostu wsiadła do jednego z podstawionych czarnych aut z przyciemnianymi szybami i boczną bramą wyjechała z lotniska, prosto do hotelu.
W byłym niemieckim obozie koncentracyjnym pojawił się za to menedżer gwiazdy, Guy O'Seary. Napisał o tym w internetowym serwisie Twitter. "Pojechałem do Auschwitz dziś, nie byłem pewien, czy będę miał szansę pojechać tam znowu. Po tym, jak tam byłem, wiem, że na pewno tam wrócę. Muszę" - czytamy w jego profilu.
p