Wersja wideo:
Wersja audio:
- Pomysł nie był do końca mój. Kuba, drugi wokalista z mojego zespołu zaproponował coś takiego. Na początku nie byłem do końca przekonany. Natomiast kaseta była najbardziej demokratycznym nośnikiem. Była tania w porównaniu do winyli i w produkcji i w tamtym okresie, żeby kupić. Taniej było kupić kasetę niż winyl czy później CD, które na początku były drogie. Z drugiej strony na kasecie bardzo dużo mogłeś sam. Gdy miałeś magnetofon, można było sobie nagrać piosenkę z radia, jak miałeś dwukasetowca, mogłeś przegrać coś od kolegi. Było to łatwiej zrobić niż z winyla czy z CD. Pamiętam te kasety, które ludzie sobie robili sami, gdy udało im się coś przegrać. W Polsce jeszcze muzyki nie było tak dużo, szczególnie zagranicznej. Jak ktoś się nim interesował muzyką reggae albo muzyką gotycką angielską, to nie tak łatwo było o te rzeczy – mówi Paweł Sołtys.
- Jak wchodzę do kogoś domu i nie widzę na półkach, to czuję się jak w szpitalu. Jakoś za sterylnie jest dla mnie. Książki oczywiście się kurzą, jest też rodzaj zapachu, który się w domu unosi, ale ja to lubię. To pewnie wynika z dzieciństwa, bo u mnie w domu było bardzo dużo książek. Mój Tata był wydawcą przez pewien czas. Moi rodzice czytali, dom był czytający. U dziadków też, choć nie byli bardzo literacko wykształceni. Mój dziadek był inżynierem, babcia pracowała w totolotku, ale czytali namiętnie. Moja babcia kochała wszystkie biografie. Pamiętam, że spędzałem wakacje na Grochowie, świetne wakacje i czytałem książki – dodaje Sołtys.