Zacznę od dygresji, bo tak najwygodniej. Nie rozumiem dlaczego np. taki artysta (którego bardzo lubię i on o tym wie) jak BARANOVSKI każe się pisać tylko z wielkich liter, skoro to po prostu Branovski. Taka maniera weszła też w świat tytułów. I pół biedy jeśli to skrót – wtedy to poprawna historia, ale jak to jest zwykłe słowo? No cóż, artysta może nawet zostać symbolem, a nie Princem.
Z kolei Natalia Ptak, znana lepiej jako Ptakova, tytuł swej płyty pisze z małych liter. I tytuły piosenek też są z małej litery. Można zastanawiać się, czy to nie zabieg celowy. Ale lepiej skupić się na muzyce.
Niedawno żaliłem się w felietonie, że polska muzyka pop i ta z okolic elektroniki upodabnia się do siebie, brzmi tak, że bez aplikacji Shazzam nie wiadomo kto zacz. Przy Ptakovej nie mamy takiego problemu, bo aranżacyjnie i produkcyjnie zadbano o wyróżniki. O punkty, które sprawiają, że zapamiętujemy brzmienie i mamy skojarzenia.
Natalia zaczynała kiedyś od drogi, która w sumie jest zalecana wszystkim muzykom. Od coverów, czyli cudzesów. Grając, analizując szybko uczymy się patentów. A jeśli mamy naturę analizującą to dodatkowo możemy wyciągać wnioski. O takie „wesoła dziewczyna z sercem często smutnym” nam przynosi.
Mój serwis streamingowy kwalifikuje płytę jak alternatywę. Ale to bzdura, bo bliżej tu do popu i elektroniki. Ale trzeba też przyznać, że folkowe zaśpiewy – czasem wyraźne jak w „powoli”, czasem subtelniejsze, jak w „somtimes” są jednym z tych elementów, które zwracają uwagę.
To też płyta zwyczajnie, ładnie i elegancko przebojowa. Nikt tu nie zaczyna od wykrzykiwania w pierwszej sekundzie, że jest wirusem. To na początek bardziej subtelny flirt, obliczony na związek dłuższy, nie jednorazową konsumpcję. A przy okazji daje dużo ładnych tekstów, jak „brakujesz mi” czy „down”.
Posłuchajcie, warto.