Tak o utworze w wywiadzie dla dziennik.pl mówił Wojtek Mazolewski.
Od tego numeru cała przygoda się zaczęła – on powstał pierwszy. Warto też powiedzieć, bo dotyczy to panów Jana Bo i Janusza Panasewicza, ale też i innych ludzi, którzy uczestniczyli w tych sesjach. Bo dotykamy elementu, bez którego ta płyta mogłaby nie powstać albo nie mieć sensu i tej głębi, którą gdzieś tam u podstaw chciałem pokazać. Dotykamy otwartości. Ale i zaufania. Pewnej właściwości umysłu muzyków, który pozwala dostrzegać w przestrzeni radość. To jest rzecz, która ja bardzo czuję i którą chciałem się na tej płycie podzielić. Z jednej strony pokazać świat muzyków, a jednocześnie podzielić się energią, po to by inspirować do takiego myślenia. Do tego, że z otwartości i zaufania do siebie nawzajem wynika w życiu bardzo dużo dobrego, dlatego warto się skupiać na tym co nas łączy, niż na tym, co nas dzieli.