Kolejna fala sinatrowych premier przynosi trzy albumy, na które warto zwrócić uwagę. Jak zwykle są to pozycje prawie nowe: remasterowana reedycja jednej z jego najsłynniejszych składanek ("Man and His Music"), wybór jego koncertowych nagrań z kasyn Miasta Grzechu ("Best of Vegas") oraz muzyczny hołd, jaki zgotowały Frankowi gwiazdy heavy metalu ("SIN-atra").
Wyć Sinatrę z jazgotem
Zgodnie z tytułem płyty "SIN-atra", Glenn Hughes (Deep Purple), Dee Snider (Twisted Sister), Joey Belladonna (Anthrax) i Tim "Ripper" Owens (Judas Priest, Iced Earth), interpretując na rockowo największe szlagiery Franka, popełniają grzech. Zdaniem Sinatry najcięższy z możliwych – wyją. Długie włosy, gitarowy hałas i cała psychodeliczna otoczka rocka działały na niego jak płachta na byka – dosłownie. Pod koniec lat 60. z wściekłości roztrzaskał radio w samochodzie, bo – jak tłumaczył dziennikarzom – miał wrażenie, że każda stacja gra "Riders of the Storm" The Doors. W tym kontekście pomysł przearanżowania swingowej klasyki na gitarowy jazgot budzi etyczne wątpliwości.
Szczęśliwie dzięki nowym edycjom "Man and His Music" i "Best of Vegas" można też przypomnieć sobie te piosenki w wykonaniu Sinatry, w dodatku z jego najlepszych czasów, czyli z połowy lat 60.
Rozwód z mafią
Frank był już wtedy stonowanym pięćdziesięciolatkiem. Wprawdzie wciąż romansował praktycznie z każdą kobietą, jaka stanęła na jego drodze, i aby nie pognieść przed występem spodni od garnituru, zawsze z pomocą garderobianego wchodził w nie ze stołu, ale nie prowadzał się już z mafiosami. Po tym jak w ostatniej chwili rodzina Salerno cofnęła na niego wyrok śmierci, wziął rozwód z czarną strefą. Zajął się legalną działalnością. A było tego trochę, bo w samym tylko 1965 roku, kiedy ukazała się "Man and His Music", równocześnie zarządzał firmą płytową Reprise Records, dwoma studiami filmowymi: Artanis (Sinatra pisane wspak) oraz Park Lane Enterprises, firmą Cal Jet Airway czarterującą samoloty oraz Titanium Metal Forming produkującą podzespoły do pocisków rakietowych. Każda z nich odnosiła sukcesy, w przeciwieństwie do jego piosenek.
Poważni przeciwnicy
Od 1956 roku Sinatra nie miał na listach przebojów żadnego numeru jeden, z trudem przebijał się do pierwszej dziesiątki. Powrót na szczyt nie był jednak łatwy. Po pierwsze dlatego, że jako 50-latek musiał rywalizować z nowymi idolami – Presleyem i Beatlesami. Po drugie doszedł mu jeszcze inny poważny przeciwnik – on sam. Choć od trzech lat płyty nagrywał dla założonej przez siebie wytwórni Reprise, to jego poprzedni wydawcy: RCA, Columbia i Capitol, wciąż coraz to nowe składanki jego szlagierów z lat 40. i 50.
Rok 1965 miał być był jednym z najważniejszych w karierze Sinatry. Jego biuro prasowe na każdym kroku podkreślało to, że Frank kończy 50 lat. On sam zaś wymyślił, że zrobi sobie prezent na 50. urodziny: nagra jubileuszowy benefis dla telewizji oraz dwupłytową składankę piosenek, które uważa za najważniejsze w swojej karierze. Właśnie tak powstało "Man and His Music", pierwsze multimedialne wydawnictwo w historii show-biznesu, pomyślane jako program telewizyjny i płyta. A że było to wydarzenie bez precedensu, program doczekał się nagrody Emmy i kontynuacji w następnych latach. Płytę wyróżniono nagrodą Grammy.
Gawędy o życiu
Album "Man and His Music" to fonograficzny majstersztyk. Studyjna perfekcja wykonania idzie w parze z żywiołem występu na żywo. Również dzięki niechronologicznemu układowi piosenek album zachowuje dramaturgię i temperaturę koncertu. Między utworami Sinatra wygłasza gawędy o życiu. Uderza w wielkie słowa, mówi o swojej wspinaczce "znikąd na szczyt", ale nie przynudza. Jako człowiek, który spędził na estradach ostatnie ćwierć wieku, doskonale wie, że to nie czas na przemyślenia o przemijaniu. Tym bardziej że wystarczająco wiele zmartwień dostarczyło mu zebranie repertuaru na swoją urodzinową płytę.
Choć każda z 32 piosenek, jakie trafiły na "Man and His Music", bez wyjątku była przebojem, to Sinatra aż 22 z nich musiał nagrać ponownie. Nie miał bowiem praw do nagrań.
Zaśpiewał więc wszystko od nowa: "From Here to Eternity", "I’ve Got You Under My Skin", "Night and Day", nawet swój pierwszy wielki przebój "Put Your Dreams Away". W latach 40. piosenką tą wywrócił do góry nogami dotychczasowy porządek show-biznesu (było to historyczne, pierwsze nagranie, które sygnowano nie orkiestrą, ale nazwiskiem wokalisty). W nowej wersji kawałek, zaśpiewany niskim głosem, pełnym nostalgii za uciekającą młodością, zabrzmiał jak credo. Koniec końców nagranie nowych wersji piosenek z przeszło dwóch dekad dodało albumowi spójności.
"Man and His Music" to jedna z najbardziej reprezentatywnych składanek Sinatry. Poza późniejszymi "My Way" i "New York, New York" znajdziemy tu praktycznie wszystkie ważniejsze piosenki. No prawie, bo Polakom na każdej płycie brakuje góralskiej kołysanki "Ever Homeward" ("Powrót") z filmu "The Miracle of the Bells" (1947). Gwiazdor, przejęty naszymi wojennymi losami, zaśpiewał jej fragment łamaną polszczyzną.
Śpiewam tak, bo umiem
Potrafił wdać się w bijatykę z krytykiem, bo ten napisał o nim o kilka słów za dużo. Ale kiedy inny dziennikarz spytał go, dlaczego śpiewa tak cicho, odpowiedział: "Bo umiem". "Świat zna wielu piosenkarzy z głosem lepszym niż Sinatra" – pisał jego biograf Jack Diamond – "ale żaden z nich nie potrafi tak frazować i nie ma takiej dykcji". Najlepszy aktor wśród piosenkarzy? A jakże!
W artykule "Frank Sinatra has a cold", który w 1966 roku zamieścił magazyn "Esquire", Gay Talese odmalował go nie tylko jako perfekcjonistę, który mimo przeziębienia daje koncert przed kamerami (w "Man and His Music" widać, jak skrycie ociera nos rękawem), ale też jako oziębłego bubka, który choć miał u stóp cały świat, bez przerwy chciał więcej. Czego? Tego autor artykułu nie wiedział. A kiedy nie wiadomo, o co chodzi, zazwyczaj idzie o pieniądze albo o miłość.
Sinatrze zaś zawsze chodziło i o jedno, i o drugie. Przez lata cierpiał z powodu nieodwzajemnionej miłości do aktorki Avy Gardner. Kiedy rozwiedli się po sześciu latach małżeństwa (z czego cztery pochłonęło załatwienie formalności), powiedział: "Całe życie szukałem idealnej kobiety. Kiedy już ją znalazłem, okazało się, że ona szuka idealnego mężczyzny". On, w przeciwieństwie do swoich garniturów, nigdy nie był bez skazy.