Jacek Skolimowski: Niedawno wystąpiła pani w filmie "Fados", jak układała się współpraca z Carlosem Saurą?
Mariza: To twórca, który ma własną wizję, ciężko nad nią pracuje, a potem realizuje dokładnie krok po kroku. Do tematu fado podszedł z taką samą pasją jak do wcześniejszych filmów "Tango" i "Flamenco", przygotowania zajęły mu dwa i pół roku. Do tego jest człowiekiem z klasą, nie kłóci się na planie i zawsze jest uśmiechnięty. Dzięki niemu miałam okazję spędzić wspaniałe chwile w miejscach ważnych dla fado i spotkać wielu starszych śpiewak – Chico Buarque de Hollanda, Carlosa do Carmo.
W filmie wskazuje pani na afrykańskie korzenie tej muzyki.
Tak, fado powstało w trójkącie geograficznym - Portugalia, Brazylia i Afryka. Ja urodziłam się i spędziłam pierwsze lata życia w Mozambiku, a potem wychowywałam się w Portugalii. Dzięki dziadkowi miałam kontakt z afrykańskim folklorem, który mniej lub bardziej świadomie ukształtował moją wrażliwość. Potem już sama sięgałam na przykład po płyty Cesarii Evory z Wysp Zielonego Przylądka czy muzyków z Senegalu.
Jest pani również reprezentantką nowego pokolenia śpiewaków fado. Jak odbierają pani styl i wizerunek starsi fani i artyści?
Na początku kariery rzeczywiście trochę osób podchodziło z dystansem do tego, co robię. W końcu nie wyglądam jak typowa śpiewaczka fado, mam jasne włosy, oryginalne stroje, ale taki styl mi odpowiada. Ale przecież nie wygląd jest tutaj najważniejszy, tylko śpiew. Kiedy ludzie słyszą mnie na scenie, nie powinni mieć wątpliwości co do mojego stosunku do tradycji fado. Wykonuję tę muzykę od piątego roku życia. Dorastałam w dzielnicy Mouraria, gdzie wszyscy śpiewali fado w sklepach, na ulicach, w domach. Moi rodzice prowadzili też mały klub, w którym występowali lokalni śpiewacy. Dlatego dla mnie fado to całe życie.
Jak w takim razie należy rozumieć pani nowym album "Terra", który powstał we współpracy z muzykami z Brazylii, Kuby, Hiszpanii, Wysp Zielonego Przylądka. To próba odświeżenia gatunku czy raczej powrotu do korzeni?
Pomysł na ten album zrodził się podczas ostatniej trasy koncertowej promującej "Transparente", kiedy dotarłam z moim zespołem aż do Azji. Obserwując ludzi, ich obyczaje i kulturę poczułam bardzo mocną tęsknotę do mojej ojczyzny, do moich korzeni. Tytułowa "terra" to Portugalia, kraj, którego największym skarbem jest właśnie fado. Część utworów jest tradycyjna, a część bardziej różnorodna i jest świadectwem mojego rozwoju w ostatnich latach. Nie mogłabym wcześniej nagrać takiej płyty, bo nie znałam tych wszystkich muzyków i nie miałam tych doświadczeń. Moja muzyka zawsze powstaje w dialogu międzykulturowym.
Czy z perspektywy Portugalii można powiedzieć, że w ten sposób przyczynia się pani do odrodzenia fado?
Cóż, tradycja tej muzyki ma blisko 240 lat. Każde pokolenie w jakimś stopniu przyczynia się do jej naturalnego rozwoju i ma swoich bohaterów jak Amalia Rodrigues czy Dulce Pontes. Trzeba jednak pamiętać, że to dosyć specyficzny gatunek, którego nikt nie uczy w szkole, ale jest przekazywany z pokolenia na pokolenie. Ja i moi równieśnicy urodziliśmy się po okresie wojskowego reżimu, dla nas fado nie miało już takiego znaczenie. W wieku 15 lat zrozumiałam nawet, że to niemodna muzyka i zainteresowałam się jazzem, soulem. Potem powróciłam do niej i myślę, że udało mi się dotrzeć do moich rówieśników.
W ostatnich latach również dzięki pani fado stał się prawdziwym międzynarodowym fenomen. To kolejny przejaw zainteresowania "world music"?
Dla mnie "world music" to jakieś hasło wymyślone przez dziennikarzy i nie chciałabym się do niego odnosić. Przecież od dziecka słucham na przykład muzyki z Afryki i nikt jej wtedy nie starał się szufladkować. Ja bym raczej mówił o muzyce, która ma swoje korzenie i reprezentuje pewną kulturę. W erze globalizacji to naturalne zjawisko. Kiedy ludzie zwyczajnie interesują się innymi krajami, o których słyszą w telewizji, czytają w internecie. Muzyka jest najlepszym sposobem na przybliżenie się do drugiego człowieka, zrozumienie jego mentalności.
Jak w takim razie jest rozumiana ta muzyka, kiedy występuje pani za granicą i śpiewa po portugalsku?
Zdaje sobie sprawę z tego, że nie wszyscy ludzi muszą rozumieć wiersze, które śpiewam. Dlatego zawsze staram się je najpierw wytłumaczyć publiczności po angielsku, żeby mogła go przeżywać razem ze mną. Poza tym wydaje mi się, że nastrój smutku i melancholii - my nazywamy go saudade - jest uniwersalny. Każdy może go samemu odczuć bez dodatkowych słów. Dla mnie ważne jest również przeniesienie kameralnej atmosfery takich typowych klubów w Lizbonie czy nawet prywatnych mieszkań, w których spotykają się ludzie, rozmawiają oraz słuchają fado.
Często bywa pani w Polsce, jak tutaj jest odbierana pani muzyka?
Pamiętam, że byłam zaskoczona od pierwszej chwili, kiedy się tu pojawiłam jakieś pięć lat temu. Przed przyjazdem do Polski obawiałam się, że jestem daleko od domu, w innej części świata i mogę mieć problemy z dotarciem do ludzi. Tymczasem publiczność okazała się niebywale otwarta i zgotowała mi gorące przyjęcie. Może mamy jakąś wspólną wrażliwość, może budzę w nich jakąś nutkę, która jest też obecna w muzyce ludowej w tej części świata?!
"Terra"
Mariza,
EMI 2008
p
Madradeus - dzieki filmowi "Lisbon Story" Wima Wendersa grupa stała się w połowie lat 90. najpopularniejszym ambasadorem muzyki portugalskiej. Przez blisko dwadzieścia lat ze znakomitą śpiewaczką Teresą Salgueiro muzycy odbyli podróż od korzeni fado, przez bardziej popowe odmiany gatunku aż po elektroniczne remiksy i sprzedali 3 miliony płyt na świecie.
Misia - "Kiedy Misia śpiewa, trafia prosto do mego serca. Ma to coś, co w moim kraju nazywają "duende", mieszankę osobowości, talentu, głosu i wrażliwości" - tak zachwycał się wokalistką reżyser Carlos Saura. To ona odważyła się zmodernizować współczesne fado, poszerzając tradycyjne instrumentarium, pozostając jednocześnie wierną klasykom portugalskiej poezji.
Camané - "Najwspanialszy fadista od czasów Amálii Rodrigues" - pisała o nim brytyjska prasa, w ojczyźnie mówią o nim "książę fado". To jeden z niewielu śpiewaków na scenie zdominowanej przez wokalistki. Jego kariera rozpoczęła się w 1979 roku od sukcesu podczas Grande Noite do Fado, do dziś zapełnia zarówno kameralne kluby w Lizbonie, jak i sale koncertowe w Europie.
Christina Branco - miłość do fado rozpalił w niej ojciec, kiedy w dzieciństwie podarował jej płytę "Rara e Inédita" Amálii Rodrigues. Wychowana na jazzie i bluesie wokalistka postanowiła połączyć pasje muzyczne i przybliżyć rówieśnikom tradycję swojego kraju. Współpracuje na stałe z gitarzystą Custódio Castelo, studiuje poezję i pisze własne poruszające pieśni.
Dulce Pontes - jedna z najsłynniejszych portugalskich wokalistek, występowała nawet na festiwalu Eurowizji w 1991 roku. W latach 90. albumem "Lágrimas" przyczyniła się do odrodzenia fado w dość nieortodoksyjnej formie. Jej przebój "A Cancao do Mar" wykonywała m.in. Sarah Brihgtman, a do współpracy zapraszali ją m.in. Ennio Morricone i Cesaria Evora.