„Drogi Joe. Możesz spodziewać się nowej płyty w przyszłym tygodniu. Nosi tytuł +Ghosteen+. To dwupłytowy album. Utwory na pierwszej płycie to dzieci, na drugiej to ich rodzice. Ghosteen to wędrujący duch” - napisał do jednego z fanów na swojej stronie internetowej Nick Cave. W ten sposób, tuż po swoich urodzinach, które przypadają 22 września, wokalista ogłosił wydanie kolejnego albumu Nick Cave and The Bad Seeds „Ghosteen”. Choć wcześniej pojawiały się informacje o tym, że Nick pracuje nad świeżymi nagraniami (jego żona, modelka, aktorka i projektantka Suzie Black zdradziła to na swoim blogu, Cave sam pochwalił się też podczas jednego z koncertów), to nagłe ogłoszenie premiery nowego wydawnictwa było dla fanów zaskoczeniem.
W czwartek albumu „Ghosteen” można było posłuchać podczas specjalnych spotkań w kilkudziesięciu klubach i sklepach w Europie, Stanach Zjednoczonych i Australii. Na tej krótkiej liście miejsc znalazło się jedno w Polsce. Kilkudziesięciu fanów słuchało nowej płyty w warszawskim studio U22. W ciszy i półmroku poznało 11 piosenek napisanych po tragicznej śmierci syna Cave'a i Suzie Black, Arthura, w 2015 r.
Kilka tygodni temu, podczas spotkania z fanami w Nowym Jorku, w ramach mini trasy „Conversations With Nick Cave”, muzyk został zapytany, jak odnajduje się w pisaniu po traumie związanej ze śmiercią syna. „Ciężko było mi coś zacząć, bo czułem się jakby brakowało tlenu potrzebnego do pisania. Musiałem przez to przejść, zmierzyć się i zmienić trochę kierunek swojej twórczości. Smutek wyzwala niezwykłą szczerość. Jest w nim coś przerażająco pięknego (…) takie wydarzenie zmienia, ale po rozsypce trzeba poskładać się na nowo, w nieco inny sposób” - powiedział Nick Cave.
Opowiadając o swoich fascynacjach (wymieniał m.in. Johna Lee Hookera i Leonarda Cohena), wykonując swoje najsłynniejsze piosenki, wciąż powracał do tragicznej śmierci syna. Przyznał, że jego odejście zmieniło wszystko. Cave stwierdził, że zaczynając swoją muzyczną przygodę od punk rocka miał wybuchową i konfliktową relację z publicznością. Po śmierci syna dostał mnóstwo listów od osób, które doświadczyły podobnej tragedii. „Poczułem, że to nas zbliżyło, że cierpieliśmy razem” - powiedział.
„Odejście najbliższej osoby wpłynęło na zmianę tonu Nicka Cave'a - z fascynacji rozkładem i mrokiem przeszedł do doświadczania prawdziwej śmierci ze wszystkimi jej konsekwencjami. Majestat +końca+ położył się cieniem na muzyce, ale też na twórczych relacjach z członkami zespołu, szczególnie chyba z Warrenem Ellisem, z którym Cave od lat pozostaje w artystycznej symbiozie” - ocenia „Ghosteen” dziennikarz muzyczny Marek Horodniczy.
Warren Ellis, z którym Cave gra w projektach podpisywanych jako The Bad Seeds i Grinderman, ale też pisze muzykę do filmów, na „Ghosteen” gra m.in. na pianinie, flecie i skrzypcach.
Na „Ghosteen”, obok perkusji i gitar, słychać jeszcze wibrafon, syntezator. Krążek był nagrywany m.in. w Kalifornii i w Berlinie, mieście, do którego Cave trafił w latach 80. Nagrał tam z The Bad Seeds kilka pierwszych płyt, m.in. w słynnym Hansa Studio, gdzie nagrywali David Bowie i Iggy Pop.
Jak zauważa Horodniczy, „poprzedni album (+Skeleton Tree+) był krzykiem cierpienia przełożonym na język muzyki. Ściskającym gardło świadectwem bardzo świeżych przeżyć. +Ghosteen+ stanowi następny krok - daje wyraz przeżytej żałobie i nadziei na życie po stracie. Elegijny ton z poprzedniej płyty miesza się tu z niemal gospelową pieśnią”.
Dziennikarz „Guardiana” napisał, że ten zbiór „najpiękniejszych piosenek, jakie napisał Cave” łączy desperację z empatią i wiarą. „The Telegraph” pisze, że to wzruszające studium rozpaczy, a „New Musical Express”, że ten poruszający album jest próbą zmierzenia się artysty ze stratą.
Cave próbował się już z tym zmierzyć na poprzedniej płycie „Skeleton Tree” (choć w większości kompozycje były napisane przed śmiercią jego syna) i filmie dokumentalnym „One More Time with Feeling”. Reżyser tego filmu nakręconego tuż po śmierci Arthura, Andrew Dominik powiedział w wywiadzie z Arturem Zaborskim: „Nick ma w sobie instynkt, który każe mu przepracowywać emocje i doświadczenia poprzez nadawanie im narratywnej formy. On musi sobie opowiedzieć historię na temat tego, co się wydarzyło. Inaczej sobie nie poradzi z żalem ani żałobą. W tym sensie można przekonać się, że Nick jest artystą sensu stricto. Kiedy Arthur zmarł, natychmiast potrzebował tak działać. Dlatego wrócił do pracy nad nową płytą i zdecydował się na ten film”.
„Nic nigdy tak nie zniszczyło mojej kreatywności” – mówi Cave w filmie. - „Sztukę tworzy się w wyobraźni. Gdy człowieka wypełnia trauma, nie zostaje w nim miejsce na cokolwiek innego”.
Podobnie jednak jak inni wybitni muzycy, chociażby Eric Clapton w napisanym po śmierci dziecka „Tears In Heaven”, Cave smutkiem przepełnił swoją twórczość i jak widać po recenzjach zrobił to w wyjątkowy sposób.
W finałowej piosence z „Ghosteen”, ponad czternastominutowej „Hollywood”, Cave śpiewa: „Każdy z nas kogoś traci (...) Teraz czekam, aż nadejdzie mój czas”.
Od piątku „Ghosteen” dostępna jest w streamingu. 8 listopada ukaże się na CD i winylu.