„To styl mój życia, moja natura/ Czuję, że nic już tu więcej nie wskóram (…) Chyba zbyt wiele mam do ukrycia/ I pogubiony jestem zbyt mocno/ By ci powiedzieć co można począć” - śpiewa Kazik w „Bohaterze”, finałowej piosence z płyty „Zaraza”. „To ostatni tekst, który powstał. Bardzo osobisty. Nie jestem postacią ze spiżu. Mam dużo wad. Jestem słaby. Tak słaby, jak wszyscy inni dookoła. Chciałem, by ktoś, kto uważa mnie za swojego idola, o tym pamiętał. Nie znam więc odpowiedzi na większość pytań, które mi ludzie zadają” - powiedział lider Kultu w rozmowie z Adamem Drygalskim.
Z pierwszym singlem z albumu „Zaraza” - „Twój ból jest lepszy niż mój” - Kazik jednak idealnie wpasował się w nastroje społeczne i zwerbalizował uczucia wielu osób. Utwór nawiązuje do wizyty Jarosława Kaczyńskiego na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie 10 kwietnia. Choć nazwisko polityka nie pada w tekście piosenki.
Singiel szybko stał się hitem i dzięki temu „Zaraza” jeszcze przed premierą (5 czerwca) zyskała status platynowej (za sprzedaż 15 tysięcy egzemplarzy). Kazik nagrał ją wraz z gitarzystą Kultu, Wojciechem Jabłońskim.
„Niewątpliwie sprzedaży pomogła afera z singlem w radiowej Trójce” - powiedział w rozmowie z PAP dziennikarz muzyczny Marcin Cichoński.
- To piosenka skazana na to, żebyśmy o niej dyskutowali przez długi czas. Kluczem do jej sukcesu okazało się to, że Kazik wcale nie zaprezentował tu najmocniejszej formy buntu. Wcześniej wielokrotnie nagrywał dużo mocniejsze w przekazie utwory. W przypadku "Twój ból jest lepszy niż mój" zachował się delikatnie, kronikarsko. Opisał sytuację, w której znaleźliśmy się wszyscy. W czasie, w którym próbujemy odnaleźć się w nowej rzeczywistości opisuje osobę, która mogła więcej. Dzięki zamieszaniu z Trójką ten tekst wybuchł ze zwielokrotnioną siłą – zauważa Cichoński.
Popularność zyskała „Twój ból jest lepszy niż mój”, ale na „Zarazie” Kazika jest jeszcze 14 innych piosenek. Śpiewa w nich o monotonni kwarantanny, zbawiennym odrodzeniu przyrody podczas izolacji ludzi oraz budzącym się w ludziach gniewie, za co odpowiedzialna jest „władza prostytutka”. Ten tekst brzmi wyjątkowo aktualnie, szczególnie w kontekście ostatnich wydarzeń w Stanach Zjednoczonych związanych ze śmiercią George'a Floyda.
Cichoński podkreśla, że to nie pierwszy raz, kiedy Kazik wykazał się wyjątkowym zmysłem socjologicznym (artysta studiował socjologię), publicystycznym, umiejętnością obserwacji. Wspomina m.in. piosenki „Pier... Pera” nagraną z projektem Kazik Na Żywo oraz „Panie Waldku” Kultu, które odnosiły się do polityków Andrzeja Leppera i Waldemara Pawlaka.
Staszewski robił to zresztą wielokrotnie. Politycy byli bohaterami jego utworów „100 000 000” (Lech Wałęsa), „Łysy jedzie do Moskwy” (Józef Oleksy), „Prezydent” (Aleksander Kwaśniewski), „Hanna Gronkowiec Walczy” (Hanna Gronkiewicz-Waltz). Dostawało się także zagranicznym politykom. Bohaterem „George W. Bush kocha Polskę” został ówczesny prezydent USA.
„Kazik ma zdolność kondensacji, spajania w kilku słowach istotnych zdarzeń. Z drugiej strony zostawia duże pole do wniosków, interpretacji. Pewnie są wybitniejsi tekściarze, poeci, ale do jego stylistyki taki styl jest idealny. Czasem łapie go nerw, czasem musi, bo inaczej się udusi, i atakuje. Bez względu na to, jaka władza będzie w Polsce, to Kazik znów może napisać tego typu piosenkę, protest przeciwko rzeczywistości i znów to będzie przebój - stwierdził Cichoński. - To, że się żongluje tekstami Staszewskiego, przykłada się je do jednej lub drugiej opcji politycznej, to też duża wartość jego tekstów. W zasadzie każda partia najchętniej by go przytuliła i przyjęła do siebie. Tak było już na początku lat 90. A Kazik nigdy do końca nie opowiedział się za jedną ze stron. Za to nie boi się mówić rzeczy, które się nie wszystkim podobają - dodał.
Kazik ma za sobą przynajmniej kilka politycznych, światopoglądowych i muzycznych burz. W 1991 roku na festiwalu w Sopocie zmuszony do śpiewania z playbacku śpiewał do suszarki. W wywiadach wspominał, że miał okresy poparcia Unii Polityki Realnej Janusza Korwin-Mikkego, w wyborach 2015 głosował na Pawła Kukiza, a za najlepszego prezydenta ostatnich lat uważa Lecha Kaczyńskiego. Nie boi się krytykować kleru, opowiada jak w młodości był przez pewien czas powiązany ze świadkami Jehowy. Niechętnie przyjmuje nagrody, dwukrotnie odmówił przyjęcia odznaczenia państwowego.
Przez cztery dekady kariery Kazik kroczył bardzo różnymi muzycznymi drogami. „Andrzej Stasiuk napisał kiedyś, że każdy młody mężczyzna chce być członkiem zespołu rockowego i tylko splot wydarzeń sprawił, że on został pisarzem. Ja też tego bardzo chciałem. I udało się (…) Chciałem grać na instrumencie, ale potrzeba chwili była taka, żeby mieć zespół, nie było czasu się uczyć. I do dziś nie posiadłem takiej umiejętności, bo moje granie na saksofonie trzeba traktować raczej satyrycznie” - przekonuje w autobiografii „Idę tam gdzie idę” Rafała Księżyka.
W książce zdradza też, że szybko przestał przejmować się, jak jest postrzegany. „Na studiach siedziałem w czytelni Wydziału Filozofii i Socjologii, zdaje się że Hegla czytałem, ciężko mi wchodził, praktycznie go nie rozumiejąc usiłowałem robić notatki, aż nagle stwierdziłem, że ja go po prostu przepisuję. Siedziałem i dłubałem w nosie i nagle podnoszę wzrok i widzę, że jakaś dziewczyna patrzy się na mnie z taką mieszanką obrzydzenia i pogardy. Co robić? Przestać dłubać? Wpadłem na pomysł, że patrząc się na nią, będę kontynuował to dłubanie. I tak już zostało” - wspomina w książce.
Swoją przygodę z muzyką zaczął z zespołem Poland, potem było Novelty Poland, a wreszcie Kult. Muniek Staszczyk w autobiografii „King!” wspomina: „w 1981 roku na Festiwalu Nowej Fali w Toruniu pierwszy raz zobaczyłem młodego Kazia z zespołem Novelty Poland. Byli beznadziejni (…) ale jak przyjechałem do Warszawy, jesienią 1982, byłem na Kulcie i bardzo mi się podobało”.
Jesienią 1986 Kult nagrywa pierwszą płytę „Kult”, a już pół roku później kolejną, „Posłuchaj to do ciebie”. Przebojami stają się „Krew Boga” i „Hej, czy nie wiecie”. Jednak to trzeci album zespołu - „Spokojnie” z 1988 roku – uznawany jest za jedno z ich największych osiągnięć. Znalazły się na nim takie utwory, jak „Arahja”, „Czarne słońca”, „Do Ani”. Na zmianę z nagrywaniem płyt z Kultem Kazik Staszewski nagrywa solo oraz w wielu innych projektach. W 1993 roku wydaje płytę z piosenkami swojego ojca, Stanisława Staszewskiego, „Tata Kazika”. Bestsellerowy album doczekał się kontynuacji trzy lata później w postaci „Tata 2”.
W 1991 roku nagrywa pierwszą solową płytę „Spalam się”. Na okładce znajduje się naklejka „Kazik – pierwszy raper wschodu”. Muzyk fascynuje się rapem, używa samplerów. Koncertując ze swoim najmocniejszym rockowym projektem Kazik Na Żywo, do supportowania zaprasza kultową dziś grupę hip-hopową Kaliber 44.
W 1996 roku wchodzi w świat yassu, nowatorskiego nurtu jazzowego, w którym siłą napędową byli tacy muzycy, jak Tymon Tymański, Leszek Możdżer, Mikołaj Trzaska. Kazik nagrywa płytę z Arythmic Perfection Jerzego Mazzolla.
„Trochę się przeraziłem, bo z czasów pobytu w Niemczech jego muzyka kojarzyła mi się z emigrusami, którzy jej słuchali, gdy jechałem autobusem pełnym polaczkostwa, wszyscy kołysali się przy +dziewczyny to nic więcej, jak tylko kłopoty+ (fragment piosenki Kazika „Dziewczyny” - PAP). Współpraca z Kazikiem była na pewno muzycznym mezaliansem, ale samo spotkanie uważam za bardzo owocne” - wspominał Mazzoll w książce „Chłepcąc ciekły hel – historia yassu” Sebastiana Reraka.
Kazik śpiewał piosenki Toma Waitsa, Nicka Cave'a, Kurta Weilla oraz Silnej Grupy Pod Wezwaniem. Współtworzył projekty Buldog, El Dupa, Zuch Kazik, a w marcu 2012 roku rozpoczął współpracę z Kwartetem ProForma.
Staszewski jest jednak przede wszystkim kojarzony z zespołem Kult. Nagrał z nim kilkanaście płyt, w tym koncertową w serii „MTV Unplugged” (2010).
„Ten mój najukochańszy twór i projekt najważniejszy dla mnie muzycznie, jest też miejscem, gdzie znajdują się moje lęki” - powiedział o Kulcie w rozmowie z Rafałem Księżykiem.
Wspominając nagrywanie albumu Kultu „Hurra!” z 2009 roku w książce „Idę tam gdzie idę” powiedział: „Nauczyłem się siebie, poznałem swoje upadki i dolegliwości, wiem, że z piasku bicza nie ukręcę. I coraz więcej jest takich dni, kiedy umiem sam ze sobą żyć w porządku. Mam świadomość, że droga, która miałaby mnie doprowadzić do jakiegoś, jakby to nie brzmiało, ideału, jest nie do przejścia, a mimo to czuję jakbym szedł ku słońcu. Do słońca daleko, nie wiem czy dojdę. Nie ważne. Ważne, żeby gonić króliczka, a nie złapać go”.
Wydaje się, że nagrywając płytę „Zaraza” choć na chwilę go złapał. „Kazimierz Staszewski, lat 57 już. Mąż Anny. Ojciec dwóch synów. Dziadek dwóch wnuczek. Obecnie autor najlepszej płyty, jaka się w Polsce ukazała. Trochę z braku konkurencji, ale trochę też dlatego, że faktycznie jest najlepsza. Ja to tak czuję wyraźnie” - stwierdził w niedawnej rozmowie z TVN24.
„W końcu też odeszła ode mnie taka wiara w to, że się skończyłem jako twórca, bo bardzo często się z takimi myślami borykałem. Owszem, jako odtwórca na pewno nie, bo Kult jest taką maszyną, która jest praktycznie niezniszczalna i w polskich warunkach nie mamy sobie równych, ale jako twórca naprawdę myślałem, że już nie umiem i mi się nie chce. I jestem też tak krytyczny wobec siebie, że nic mi się nie podoba, ale też innym, którzy z grzeczności mówią o jakichś numerach i to raczej z przeszłości. Okazało się, że tak nie jest. W marcu nie wiedziałem jeszcze o tym, że czeka mnie jeden z piękniejszych okresów w moim życiu” - dodał.