Właśnie ukazała się ich druga płyta "Mokotów", lepsza od poprzedniej. Tym razem duet zamienił producenta Macieja Cieślaka na Bogdana Kondrackiego, niegdyś członka formacji Kobong, producenta płyt Moniki Brodki i Dawida Podsiadło. Pod jego wodzą Kamil Durski i Kasia Golomska prezentują szeroką gamę popowego grania, z tekstami śpiewanymi po angielsku i po polsku. W jednym z numerów gościnnie przy mikrofonie pojawił się wspomniany Podsiadło.

Reklama

Największe wrażenie robią dwie kompozycje. "Eternal", w którym Lilly Hates Roses brzmią jakby od urodzenia słuchali New Order i postanowili dać upust swojej synthpopowo-nowofalowej fascynacji. Melodyjny numer został doprawiony zgrzytami gitarą niemal jak u Sonic Youth. Drugi to utrzymany w podobnym klimacie polskojęzyczny "L.A.S". Byłbym za tym, żeby Lilly Hates Roses poszli jeszcze bardziej w tę stronę.

Ciekawie prezentują się również elektroakustyczne "Kosy i Bzy", indierockowe "Predictable" czy przebojowy singiel "Mokotów". Dobrze, gdyby w popularnych rozgłośniach komercyjnych w miejsce popu a la Ewa Farna czy Kasia Popowska królował pop, jaki do zaoferowania ma Lilly Hates Roses. Zdaje się jednak, że duet chce podążać inną ścieżką kariery. I bardzo dobrze.

Z takim graniem mają szansę zachwycić nie tylko nasz rynek ambitnego popu. Może się to wydarzyć już pod koniec sierpnia. Lilly Hates Roses wystąpią bowiem na brytyjskim Victorious Festival. Będą mieli szasnę zaprezentować się tam u boku takich artystów jak Primal Scream, Ella Eyre czy Flaming Lips. Dobrze, gdyby był to początek ich drogi poza granicami kraju, bo Lilly Hates Roses, podobnie jak Oly. czy Dawid Podsiadło pokazują, że w ambitnym popie dzieje się u nas sporo ciekawego.

Lilly Hates Roses | Mokotów | Sony Music