Za tą formacją o trudnej do wymówienia i zapamiętania nazwie stoją ważne postaci współczesnej muzyki. Ben Lanz, znany z projektu Beirut oraz współpracy z Sufjanem Stevensem, Sharon Van Etten i The National, a także bracia Scott i Bryan Devendorf z The National.
Materiał został zarejestrowany w kościele w zaledwie niecałe trzy dni i składają się na niego skrócone wersje w dużej mierze improwizowanych kompozycji. Jest numer trwający tylko 75 sekund, ale też taki, który trwa ponad siedem minut. Równie, co długość, zróżnicowana jest jakość, a raczej ilość psychodeli na płycie. Najbardziej przyswajalny jest chyba "Beneath the Black Sea" w klimacie Joy Division. Postpunkowe reminiscencje pojawiają się też w innych kompozycjach. Jest poza tym noise, synthpop, mrok i nutka melancholii.
Wydaje się jednak, że niektóre numery brzmiałyby lepiej w krótszych wersjach niż na płycie. Być może też live ten projekt wciągnąłby mnie od razu. Jak na razie, po paru przesłuchaniach, w stu procentach jeszcze nie przekonał. Na pewno warto jednak dać mu szansę.
LNZNDRF | Lnzndrf | 4AD/Sonic