Pewnie wypadałoby zacząć niniejszą recenzję od jakiegoś niewybrednego żartu z polskich kolei, ale należy raczej wytknąć palcem nie najlepszą dystrybucję tego nietuzinkowego filmu. Owszem, dobrze, że do nas trafił, ale Mayfly, które odpowiadało już za rozpowszechnianie równie znakomitego "Lamentu", granego na zaledwie paru ekranach, przygotowuje niewielką liczbę kopii i trzeba się nagimnastykować, żeby film obejrzeć. Lecz komu niestraszna nawet międzymiastowa wyprawa, ten nie będzie żałował czasu spędzonego we wlekącym się pociągu. O, i żarcik jednak odhaczony.
Kusi, żeby spojrzeć na "Zombie express" jako na swoisty dramat rodzinny o rozwiedzionym mężczyźnie, który goniąc za pieniądzem, zapomniał o rodzicielskiej miłości. Podróż ekspresowym pociągiem do Busan, gdzie mieszka jego była żona, staje się przyczynkiem do pojednania z córką i okazją do rzucenia pomostu między pracoholikiem a obdartą z ojcowskiej atencji dziewczynką. I nie ma tu fałszywego słowa, na poziomie budowy relacji głównych postaci o tym faktycznie opowiada film Yeona Sang-ho. Lecz, rzecz jasna, nie jest to żaden wyciszony obyczajowy dramat, ale pełnokrwisty horror z hordami opętanych żądzą mordu, zarażonych tajemniczą chorobą ludzi. Koreański reżyser, sprawnie operując mocno już zużytą konwencją apokaliptycznej opowieści o żywych trupach, nie traci z oczu istotnego społecznego kontekstu. Główny bohater, próbując znaleźć sposób na wyjście z kryzysu, nie potrafi przestać operować korporacyjnymi schematami myślowymi i szuka rozwiązań podpartych znajomościami i swoim statusem. To prawie taki sam egoista jak filmowy czarny charakter filmu, bogaty biznesmen, lecz ostatecznie różnica między ich postawami wyraża się w stopniowej zmianie, jaka w nich zachodzi: jeden zaczyna zauważać ludzi, nie zajmowane przez nich stanowiska, drugi coraz bardziej zatraca się w chaosie, adaptując się do niego nie gorzej niż krwiożercze monstra. Zresztą Sang-ho do tytułowego ekspresu załadował cały przekrój społeczeństwa, zgodnie z tradycjami ustanowionymi przez George’a A. Romero, tym samym sięgając po pewną metaforę. Ma ona u niego mocną podstawę faktograficzną, bo inspirował się katastrofą promu Sewol z 2014 roku, zawinioną przez niedostosowanie się firmy transportowej do norm przewozowych i przeładowanie statku. Nie mniejsze kontrowersje wzbudziła wówczas postawa władz, które ukrywały informacje na temat przebiegu zdarzeń, obawiając się wybuchu skandalu. Sang-ho maluje panoramę kryzysu, lecz niezmiennie widzianą oczami jednostki niepotrafiącej zaakceptować, że jej świat się kończy.
A wszystko to w otoczce bezkompromisowego, dynamicznego kina gatunkowego; niekiedy co prawda jest chaotycznie, lecz atmosfera ciągłego zagrożenia udziela się bezbłędnie. Sam pociąg jawi się raz jako bezpieczny azyl chroniący przed tym, co dzieje się na zewnątrz, a raz jako śmiertelna pułapka. Bo najlepsze momenty "Zombie expressu" to te, kiedy akcja przyśpiesza, a bohaterowie znajdują się w tarapatach. Żądny wrażeń widz życzy im zaś, żeby się z nich wykaraskali tylko po to, aby zaraz wpaść w jeszcze większe.
"Zombie express" | Korea Południowa 2016 | reżyseria: Yeon Sang-ho | dystrybucja: Mayfly | czas: 118 min