Dzieciństwo

Dzieci bawią się w teatr albo telewizję, a ja wolałam udawać piosenkarkę - oczywiście z całą estradową otoczką. Szczotka albo butelka w moich rękach zamieniała się w mikrofon. Śpiewałam też na wszystkich imprezach rodzinnych. Czasem trochę się buntowałam, ale tylko dla przekory. Tak naprawdę lubiłam śpiewać i czułam, że jestem w tym dobra. Pierwszą piosenkę napisałam z siostrą Kasią, kiedy miałam 11 lat. Pochodzę z muzycznej rodziny, więc w domu cały czas rozmawialiśmy o płytach, koncertach i nagraniach. To tata pierwszy raz puścił mi Billie Holliday. Kiedy miałam dziewięć lat, przyszłam do niego z albumem Raya Charlesa. "Słyszałeś tego faceta, bo bardzo mi się podoba?" - spytałam. Tata się rozpłakał. Przypomniały mu się kawałki, których sam słuchał w młodości i zorientował się, że idę podobną drogą. Jednak rodzice nigdy nie próbowali pokierować moimi zainteresowaniami. Sama poprosiłam mamę, żeby zapisała mnie na lekcje pianina. Mieszkałyśmy wtedy w Nowym Jorku i było nam dość ciężko. Nie mogłyśmy od razy zapłacić nauczycielowi, więc musiałam trochę poczekać na zrealizowanie marzeń. W końcu się udało i z pianina nie zrezygnowałam przez osiem lat.

Edukacja

Reklama

Trudno jest dorastać w obcym kraju. W Stanach razem z siostrą byłyśmy trochę zagubione. Kryłyśmy się z naszą polskością. Przez jakiś czas nawet chciałyśmy zostać Kate i Michelle. Wszystko się zmieniło, kiedy z ostrej katolickiej podstawówki przeniosłam się do bardziej alternatywnego liceum. Poznałam tam masę oryginalnych ludzi i też chciałam wyróżniać się czymś z tłumu. Wreszcie zaczęłam opowiadać, że jestem Polką i mam na imię Mika. Na studiach dalej szukałam. Tym razem kierunku, w którym będę dobra. Przez rok chodziłam nawet na zajęcia z psychologii, ale okazało się, że to nie moja bajka. Chciałam śpiewać, ale sama przed sobą bałam się do tego przyznać. Jednak za każdym razem, kiedy wracałam do Polski, wszystko kręciło się wokół muzyki. Może dlatego wróciłam tu na dobre.

Muzyka

Na iPodzie mam moją ukochaną Lauryn Hill, Jilla Scotta, Dianę Krall, DJ-a Vadima, ale też utwory moich rodziców. Uwielbiam "Midnight Rain" Michała i Uli (Urbaniaka i Dudziak - przyp. red.). Myślę, że kiedyś zrobię remiks niektórych ich kawałków. W Stanach byłam na bieżąco z nowościami w muzyce, ale w Polsce nie mam takiego komfortu. Tutaj ciągle najbardziej popularny jest pop, z Beyonce Knowles i Shakirą. Nie mam nic przeciwko takiej muzyce, ale nie kupuje popowych płyt. Brakuje mi też dobrego r'n'b. Sistars to pierwsza znana kapela hiphopowa z melodyczną muzyką, ale ciągle za mało jest instrumentalnego hip-hopu zainspirowanego jazzem, jaki grają na przykład Kweli & Hi-Tek na płycie "Reflections Eternal". W Nowym Jorku często chodziłam do klubu jazzowego Smalls na 10. ulicy. Na szczęście wpuszczali tam ludzi, którzy nie skończyli jeszcze 21 lat, bo w barze zamiast alkoholu sprzedawali oranżadę i orzeszki. Za to już od wczesnych godzin wieczornych można było posłuchać jazzowych jammów. Teraz pracuje nad własną płytą. Premierę planujemy na jesień.

Lektury

Reklama

Ostatnio czytam prozę Ryszarda Kapuścińskiego, ale nigdy nie byłam molem książkowym. W Stanach co roku dostawaliśmy "summer list", czyli listę lektur do przeczytania na wakacje. Nie lubię być do niczego zmuszana, więc czasami nie mogłam dojść do końca powieści. Kiedy sama piszę teksty, inspiruję się miłością, rozmowami z przyjaciółmi i wiarą. Szukam czegoś znaczącego w każdej sytuacji i skrzętnie to notuję. Odkąd pamiętam, moja mama pisała dziennik. Ja pierwszy pamiętnik założyłam, kiedy miałam sześć lat. Zapisałam już kilkadziesiąt specjalnych notesów i wszystkie przechowuję do dzisiaj.

Kino

Lubię filmy polityczne, takie jak "Krwawy diament" Edwarda Zwicka czy "Hotel Rwanda" Terry'ego George'a. Ostatnio uzależniałam się od DVD. Jeden film na dzień to moja norma, a jeśli nie wypożyczę płyty na wieczór, dziwnie się czuję. Uwielbiam Jacka Nicholsona, Johnny'ego Deepa i Meryl Streep. W kinie nie mogę znieść tylko brutalnych scen. Ostatnio ojciec przez przypadek kupił "Piłę 3". Włączyliśmy ją na dziesięć minut. Byłam przerażona, ile rodzajów przemocy można zamieścić w tak krótkim czasie i jak łatwo do niej przywyknąć.

Miejsce

Przez rok mieszkałam na Martynice na Karaibach. Wyspy pokryte tropikalnymi lasami z jednej strony oblewa ocean, z drugiej morze. Tylko na brzegu oceanu plaże są białe. Woda bowiem zabarwiła resztę na czarno. Uczyłam się tam francuskiego. Najlepiej jednak wspominam malutki domek, w którym mieszkałam i pyszne świeże owoce morza. Ludzie na Karaibach żyją w leniwym tempie, za to grają bardzo rytmiczną muzykę. Bardzo popularna jest melodyczna zouk (po kreolsku zouk to zabawa), ale ja wolę tę bardziej tradycyjną, wystukiwaną na bębnach dżamba na placach i ulicach. Każdy, kto akurat przechodzi, może się przyłączyć.