Nazwa Kult wpadła mi po raz pierwszy w oczy w latach 80. i została na lata. Muzyka rockowa nie jest moją mocną stroną, ale na ten szyld zwróciłem uwagę, bo wyraźnie różnił się od tych, jakie nosiły zespoły mojego pokolenia. Wtedy nazwy w rodzaju Niebiesko-Czarni czy Czerwone Gitary miały za zadanie radykalną kolorystyką odszarzyć peerelowską rzeczywistość. Kult był inny - krótki, wyrazisty, bezkompromisowy i autentyczny.
Jaka nazwa, taka muzyka. Kult niekonwencjonalnym językiem wyśpiewuje coś, co potem staje się głosem ludu. Podoba mi się sposób, w jaki Kazik sprowadza na ziemię polityków. Wypowiadając wyssane z palca obietnice, rządzący nie tylko manifestują, że nie mają nic wspólnego z rzeczywistością, ale też potwierdzają opinię, że ich niebywała wyobraźnia graniczy z kliniką psychiatryczną. Sławomir Mrożek w "Baltazarze" takie postawy opatrzył następującym komentarzem: "takiej osobie króliki na okrągło pierdolą się w głowie". Kazik jest bardziej parlamentarny, bo zamiast walić prosto między oczy ośmiesza, czego dowodem są choćby pamiętne: "Łysy jedzie do Moskwy", "Panie Waldku, pan się nie boi, czyli lewy czerwcowy" i mój ulubiony "Wałęsa, dawaj moje 100 milionów". Widzę i słyszę w tych utworach nawiązanie do tradycji krakowskiego Stańczyka, który w sposób dowcipny mówił bardzo poważne rzeczy.
Dla Kazika jednak kpina i śmiech to tylko jedna ścieżka działalności. Kult bywa oniryczny, np. w absolutnie genialnym "Baranku", gdzie trawestującą Mickiewiczowskie "Dziady" piosenkę Stanisława Staszewskiego gra zespół rockowy. Bywa jednak też całkiem serio, choćby w "Polsce", gdzie śpiewa, że w nocy na dworcu w Kutnie jest tak brzydko, że aż pękają oczy.
Kazik to muzyk niezwykle świadomy, który wie, o co mu chodzi. A nawet jeśli nie wie, to rozumie, że nie należy się zaskorupiać i obawiać zmian. Wielokrotnie więc zmieniał swoje emploi: w latach 80. był punkowcem i wskrzeszał tradycję rockowej psychodelii. Dekadę później przeszczepił na polski grunt muzykę rapową, śpiewał piosenki swojego ojca, songi Bertolda Brechta. Dziś balansując między gatunkami, kroczy własną artystyczną drogą. Zawsze jednak przede wszystkim jest sobą. Nawet kiedy na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej śpiewał utwory Toma Waitsa, to brzmiały one nie jak covery, ale jego własne kompozycje. Na współczesnej estradzie to rzadki talent. Nie tylko w Polsce.
Ale fenomen Kultu to nie tylko teksty i muzyka, to również postawa Kazika. Z żelazną konsekwencją odrzucając kolejne nagrody i wyróżnienia, Staszewski wysyła wyraźne sygnały, że nie ma ochoty nie tylko schlebiać niczyim gustom, ale też w jakikolwiek sposób ograniczać swojej artystycznej wolności. Jeśli by przyjąć tezę, że większość popowych autorów, naśladując zachodnie trendy, pracuje - jak mawiam - w pracowni kserograficznej, to Staszewski wybiera atelier. On nie idzie na łatwiznę.
Dzięki swojej konsekwencji Kazik osiągnął pozycję, która uprawnia go do wygłaszania swoich obserwacji, często radykalnych, ale rzetelnych i prawdziwych. I właśnie dlatego Kazik znakomicie dociera do młodych, bo przecież lata płyną, a publiczność na koncertach Kultu wciąż jest w licealno-akademickim wieku burzy i naporu. I tu dochodzimy do drugiej, już nie kultowej, ale kulturotwórczej roli Kultu i Kazika, który od 25 lat nadaje ton polskiej muzyce rozrywkowej. Piosenki Staszewskiego wrosły w naszą świadomość społeczną i funkcjonują w niej na zasadzie cytatu nie tylko w języku młodych fanów, ale też całkiem dorosłych polityków i publicystów.
O Kulcie mówią:
Artur Rojek, wokalista Myslovitz: Jestem świadomym odbiorcą fenomenu Kultu. Według mnie jest to jeden z najbardziej twórczych zespołów w tym kraju, na wysokim poziomie artystycznym zarówno od strony tekstowej, jak i muzycznej. Cały urok Kultu tkwi w ludziach, przede wszystkim w Kaziku, który jest jego motorem napędzającym. Popularność grupy to według mnie kwestia niebywałej konsekwencji - wszystko wokół się zmienia, a Kult pozostaje niezależną instytucją, która nie ociera się o popelinę komercji. Cenię sobie tę niezależność i silny charakter muzyków Kultu. Do dziś najbardziej pamiętam "Piosenkę młodych wioślarzy" z płyty "Muj wydafca" nagranej w latach dziewięćdziesiątych.
Paweł Dunin-Wąsowicz, publicysta: Kult po raz pierwszy zobaczyłem dopiero na początku studiów w 1986 r. na festiwalu RóbRege, gdzie grały wszystkie ważne zespoły tamtego czasu: T.Love, Dezerter, Milion Bułgarów i właśnie Kult. Bardzo wielkie wrażenie zrobił na mnie ich występ, spodobała mi się zwłaszcza piosenka, od której zaczęli - "Everywhere I go, I wanna go with you", a Kazik grał nie tylko na saksofonie, ale też na gitarze. Oczywiście wcześniej widziałem w telewizji "Piosenkę młodych żeglarzy" z tym bardzo awangardowym jak na owe czasy teledyskiem, a od kolegi, który chodził na koncerty punkowe, dostałem nagraną w Jarocinie kasetę i tam była słynna, mocno antysystemowa piosenka "Wódka" z tekstem: "bo im tylko o to chodzi, abyś sam sobie szkodził, żebyś sam nie mógł myśleć, żebyś sam nie mógł chodzić". To, co 20 lat temu zrobił dla kultury polskiej Kult, jest w nią trwale wpisane, natomiast uważam, że w obecnym repertuarze za rzadko zdarzają się dobre piosenki. Może to się jeszcze zmieni, bo coraz częściej widzę u Kazika jakąś taką refleksję nad przemijaniem, czasem. Natomiast wydaje mi się, że Kazik, choć pisał ważne teksty, nigdy nie był poetą i z literackiego punktu widzenia niewiele jego utworów jest interesujących, w przeciwieństwie na przykład do Muńka, który często sięgał po rozwiązania poetyckie. Do dziś mam wielki sentyment do piosenek "Posłuchaj to do ciebie" i "Krew Boga", w pierwszej bardzo lubię ten gorzki tekst, a druga podoba mi się muzycznie. Bardzo bym się ucieszył, gdyby jakaś nowa piosenka Kultu zrobiła na mnie takie wrażenie.
Wojciech Kuczok, pisarz: Jako młody chłopak oczywiście słuchałem Kultu i do dziś dobrze pamiętam kilka piosenek, ale potem moje odchyły muzyczne poszły w stronę zupełnie innego rodzaju muzyki i się z tym zespołem rozstałem. Dobrze wspominam takie utwory jak "Piosenka młodych żeglarzy" czy "Do Ani", które jako dzieciak notowałem sobie z listy Niedźwiedzkiego. Jako dorosły człowiek nie ekscytowałem się już tym zespołem, choć pamiętam, że spore wrażenie zrobił na mnie występ Kazika bodajże w Sopocie w 1994 czy 1995 r., kiedy nie istniał jeszcze w Polsce hip-hop, i on starał się być prekursorem tego nurtu. Dla tamtejszej publiczności był to wielki szok. Mogę jeszcze się podzielić taką osobistą, dość anegdotyczną historią związaną z Kazikiem Staszewskim. Otóż Kazik na swoją solową płytę "Czterdziesty pierwszy" napisał utwór zainspirowany "Gnojem". Kupiłem tę płytę, bo ktoś ze znajomych mi doniósł o tym fakcie i bardzo się uśmiałem, bo na okładce jest napisane, że "utwór <Stalingrad> został zainspirowany fragmentem książki Grzegorza Kuczoka pt. <Gnój>".
Piotr Siemion, pisarz: Lider Kultu Kazik Staszewski był pierwszym polskim raperem, choć wywodził się z pokolenia punk. Potrafił wyjść z zaklętego kręgu peerelowskiego rocka w stronę fusion - muzyki o bogatszej wyobraźni. W tym kontekście jego twórczość ma znaczenie przełomowe. Jeśli chodzi o teksty, to podziwiam go za fantastyczne skojarzenia. Mniej podobają mi się emocje, które towarzyszą temu przekazowi. W starożytności rozróżniano dwa rodzaje satyry: błyskotliwą "sól attycką" oraz "ocet rzymski". Z biegiem lat w utworach Kazika i Kultu więcej jest octu niż soli.