Wokalista zespołu Big Cyc tak opisał wydarzenia z miejscowości, której nazwy nie chciał ujawnić.

Polska pod rządami PiS już nie jest państwem laickim. Big Cyc miał zagrać w pewnym mieście. Chcieli tego organizatorzy i mieszkańcy. Miejscowy proboszcz, gdy się o tym dowiedział oznajmił, że nie odprawi mszy. Po tym szantażu wyrzucono nas z programu. Dawniej, za PRL blokowali nas czerwoni partyjniacy i funkcjonariusze komunistycznej bezpieki. Dziś w tę rolę wciela się ksiądz proboszcz.

Reklama
Reklama

Pierwszy sprawę opisał Super Express. Zaraz po tym Krzysztof Skiba skomentował zagadnienie jeszcze raz.

Sprawą koncertu BC, przyblokowanego przez proboszcza zainteresował się nawet Superexpress. Chciałbym przy tej okazji wyjaśnić jedną kwestię. Wiele osób pytało mnie jaka to miejscowość, w której doszło do takiej sytuacji. Nie chcemy jej ujawniać, bo mamy nadzieję że kiedyś uda się tam jednak zagrać już bez obstrukcji proboszcza. Chodziło o ujawnienie pewnego mechanizmu, który niestety od kilku lat istnieje. To znaczy że osoby, do tego niepowołane, takie jak władze kościelne, roszczą sobie prawo do ustalania programów kulturalnych w miastach i gminach. Trzy lata temu po naszym koncercie w miejscowości Mońki, proboszcz wezwał dyrektora domu kultury na dywanik. Dziś dochodzi już do takich nieformalnych i nielegalnych nacisków, że Big Cyc jest usuwany z programow koncertowych w niektorych miejscowościach. Albo jesteśmy teokracją jak Iran , albo liberalnym, demokratycznym państwem świeckim. Jeśli takie ingerencje z udziałem kleru będą się powtarzać, będziemy ujawniać nazwy miejscowości oraz nazwiska osób zaangażowanych w taki proceder. Zastanawiający jest fakt, że księżom nie przeszkadzają ociekające seksizmem piosenki disco polo, a satyryczne i uszczypliwe wobec władzy piosenki Big Cyca.