Artyści z topu najpopularniejszych, którzy przyjeżdżają do naszego kraju, to nie jest już od lat – na szczęście – niespodzianka. Ale nawet i tu warto odnotować, że w ramach trasy promującej ostatnie album „Memento Mori” grupa Depeche Mode gościła u nas dwukrotnie, latem występując na PGE Narodowym, a 27 oraz 29 lutego w łódzkiej Atlas Arenie. A że na koniec tego ostatniego koncertu powiedzieli „do zobaczenia”…
Podczas aktualnego tournee Dave Gahan oraz Martin Gore kłaniają się, oddają hołd zmarłemu przyjacielowi i członkowi zespołu, temu, którego nie ma od maja 2022 roku – Andy Fletchera. W Łodzi, podczas ostatniego koncertu jego pamięci dedykowane zostało „Behind The Wheel”.
Łódzki rytuał
To nie jest wyświechtany slogan, ale naprawdę takie zespoły jak Depeche Mode nic nie muszą. Bo dla wielu fanów ich muzyka to religia, a ich koncerty to swoisty rytuał, który sami miłośnicy nazywają często „mszą”. Jest więc duża szansa na to, że bilety sprzedałyby się bez specjalnego zaangażowania, byle tylko podczas występu pojawiła się mieszanka tego, co mają zespoły klasyczne zapewniać, czyli miks klasyki z nowymi utworami.
Gahan i Gore razem mają 125 lat. Na scenie tego nie widać, bo kondycyjnie przygotowani byli do tego, by dwukrotnie ponad dwugodzinne show dźwignąć. By z jednej strony dostarczać rozrywki tym, których była mniejszość – czyli ludziom, którzy lubią, ale fanami nie są, ale i zachwycić tych, którzy na występie DM byli po raz nie drugi czy trzeci, ale na przykład dwudziesty. A takich też nie brakowało.
Czarni razem
Fani na takich koncertach są przygotowani – dominuje czarny kolor, obowiązkowe są koszulki, makijaże, specjalnie dobrane napisy umieszczane nawet na policzkach. I to zarówno przez tych, którzy są obok sceny, jak i tych, którzy siedzieli wysoko i daleko od sceny. Bo chodziło o to, by poczuć więź, a nie tylko uczestniczyć w odsłuchiwaniu wykonywanych na żywo kompozycjach.
A te były wykonywane doskonale. Tracklista (poniżej) pokazywała, że nie było oszczędzania starszych przebojów. Były zabawy z fanami, wciąganie publiczności do wspólnego śpiewania. Sztandarowe „Enjoy The Silence” było w zasadzie wykonane przez fanów, ale… nikomu to nie przeszkadzało.
Podczas czwartkowego występu świetnie wypadły spokojne nagrania. Spokojna aranżacja „Strangelove” czy zagrane w skupieniu „Waiting for the Night”. Oczywiście do reagowania na największe przeboje nikogo specjalnie zachęcać nie trzeba było, ale proszę uwierzyć, że wyjątkowo dobrze zabrzmiały „I Feel You”, „Personal Jesus” czy roztańczone i szalone „Just Can’t Get Enough”.
Na pewno znajda się tacy, którzy wspomną o odcinaniu kuponów i monetyzowaniu sławy przed emeryturą. I dobrze, niech gadają. Na tak profesjonalne show zawsze z przyjemnością wydam pieniądze, mimo że sam szalikowcem DM nie jestem. To była uczta.
Lista nagrań:
My Cosmos Is Mine
Wagging Tongue
Walking in My Shoes
It’s No Good
Policy of Truth
In Your Room
Everything Counts
Precious
Spaeak To Me
Strangelove
Heaven
Ghost Again
I Feel You
A Pain That I’m Used To
Behind The Wheel
Black Celebration
Stripped
John The Revelator
Enjoy The SIlnece
Bis:
Waiting for The Night
Just Can’t Get Enough
Never Let Me Down Again
Personal Jesus