Niedawno ukazała się twoja płyta "Życie jest w porządku". To prawda, że w czasie premiery byłaś za oceanem?

Ania Wyszkoni: Prawda, byłam w Stanach Zjednoczonych w ramach trasy "Wspomnienie" polskich artystów, którzy wykonywali piosenki Czesława Niemena. Wyjazd miał swoje dobre i złe strony. Minusem był na pewno fakt, że nie mogłam na bieżąco obserwować tego, co się dzieje tuż po ukazaniu się płyty – a to ważne, by widzieć pierwsze reakcje po premierze. Ale z drugiej strony byłam daleko od całego zamieszania, co mi pomogło opanować tremę. A była duża

Reklama

Po 15 latach na scenie nadal miewasz tremy przed premierą?

Mam tremę przed każdym koncertem, więc kiedy ukazuje się płyta, nerwy są ogromne. Zwłaszcza że to mój drugi solowy krążek. Pierwszy odniósł spory sukces, więc oczekiwania wobec nowej płyty mogą być duże. A to jest paraliżujące.

Reklama

Zadeklarowałaś tytułem krążka, że "Życie jest w porządku". Prowokująco to brzmi, zwłaszcza w ustach osoby, która ma za sobą trochę przejść. Dwukrotną walkę o fanów – raz jako wokalistka zespołu, a raz artystka występująca solo, rozwód, nowy związek, nowe życie.

Nie wiem, czy to deklaracja prowokująca, na pewno świadoma. Wiem, że moje życie jest w porządku, wiele otrzymałam od losu. Ale też chcę tą deklaracją skłonić kogoś, kto usłyszy płytę, do zastanowienia się nad jego życiem, do docenienia go. Często zamiast cieszyć się wolimy się czymś zamartwiać i narzekać. Zapominamy o małych fajnych rzeczach, które zdarzają się w drodze do tego, czego akurat nam brakuje. Ale żeby nie było tak słodko, to na płycie poruszam też trudne tematy. Również po to, by na koniec stwierdzić, że życie jest w porządku. W końcu to od nas zależy, ile z niego weźmiemy.

Na płycie jest wiele różnych nastrojów – od beztroskiego z piosenki o spacerze jesienią w parku, po utwór "Na krańcu świata", który jest dość smutny.

Reklama

Kobieta zmienną jest (śmiech). A poważnie – te nastroje to wynik różnych doświadczeń. Wielu emocji – dobrych i złych – doświadczyłam sama. Wiele zaobserwowałam, o wielu słyszałam. Życie nie składa się tylko z beztroskich chwil, stąd piosenki trudne. Ale też nie ciągle jest złe. Trzeba umieć cieszyć się chwilą, na przykład podczas spaceru w parku.

Podobno żeby cię poznać, trzeba uważnie posłuchać tekstu utworu "Wierzę w anioły".

Poniekąd tak, ale jest tam tylko część mnie (śmiech). Siła tej piosenki tkwi w tym, że choć została napisana dla mnie przez kogoś innego, to jednak jest bardzo osobista. Napisał ją Maciek, mój życiowy partner i menedżer. Zna mnie więc doskonale zarówno w życiu osobistym, jak i zawodowym. Nie ukrywam, że zdradził w niej kilka moich tajemnic. Największą jest to, że to, że wierzę w anioły i demony. Może to być zaskakujące, zwłaszcza w czasach, gdy pędzimy i mało mamy czasu na refleksję, przede wszystkim duchową.

Czujesz ich obecność – jednych albo drugich?

Przede wszystkim anioła, który pomaga i prowadzi mnie przez życie. Już sama świadomość tej obecności działa kojąco. Już sama wiara w anioły daje siłę.

To anioł sprawił, że w dzieciństwie chwyciłaś za rurę od odkurzacza i zaczęłaś śpiewać?

To była szczotka, ewentualnie puszki dezodorantów (śmiech). Chyba już wtedy, choć byłam małą dziewczynką, czułam, że scena to dla mnie najbardziej odpowiednie miejsce. Nigdy nie miałam co do tego wątpliwości. Robiłam wszystko, by spełnić swoje marzenia o byciu na niej.

Twoja mama nie była podobno zachwycona marzeniami córki.

Mama zwyczajnie się martwiła. Nie była zadowolona głównie z tego powodu, że wszystkie swoje siły skoncentrowałam właśnie na muzyce. Że nie miałam planu B, nie poszłam na studia. Ja z kolei wychodziłam z założenia, że trzeba się skupić na jednym i dać z siebie wszystko, żeby coś osiągnąć. Wiem, że gdybym wtedy nie postawiła na jedną kartę, mogłabym po raz drugi nie dostać takiej szansy. Dziś mama jest już całkiem spokojna.

Dziś sama jesteś matką dwójki dzieci. Miałabyś podobne obawy, jak twoja mama, gdyby na przykład twój syn stwierdził, że też chce być muzykiem?

Nie miałabym, gdybym widziała jego zaangażowanie i determinację. Gdybym czuła, że to jego powołanie, to z pewnością bym go w tym wspierała. Ale jeśli Tobiasz wybierze inną drogę, też będę zadowolona. Chcę, żeby moje dzieci były spełnione.

A śpiewasz sobie czasem w domu z dziećmi?

Pola jeszcze maleńka, ale lubi, kiedy jej śpiewam i widzę, że wtedy ona też sobie coś próbuje nucić. Nie są to jeszcze całe melodie, ale słyszę, że naśladuje, powtarza. Widać, że ma spory potencjał i muzyczny talent (śmiech). Tobiasz niewątpliwie też, choć jego cechą jest również słomiany zapał. Trudno go mobilizować na przykład do ćwiczeń gry na jakimkolwiek instrumencie. Obecnie jesteśmy na etapie gitary, ale nie wiem, co ostatecznie z tego wyjdzie.