Spośród 20 najlepiej sprzedających się w 2013 r. w Polsce płyt 17 przygotowali polscy artyści. A wśród 20 najlepiej sprzedających się polskich płyt aż dziewięć wydały niezależne firmy fonograficzne. Polska pod tym względem jest wyjątkowa w skali całej Europy - uważa dr Patryk Gałuszka, ekonomista z Uniwersytetu Łódzkiego. Niezależni coraz odważniej podgryzają pozycję majors, czyli wielkich wytwórni, i to mimo że ich płyty rzadko trafiają do sieci sprzedażowych, jak Empik czy Media Markt. Z coraz większym powodzeniem sprzedają muzykę przez internet. I to zarówno w postaci cyfrowej, jak i na płytach - tłumaczy dr Gałuszka.
Reggae’owy Bednarek, rockowy Kult, folkowy Enej i hip-hopowy Słoń - wszystkich tych artystów łączy nie tylko to, że trafili do pierwszej dziesiątki najlepiej sprzedających się albumów listy OLIS (Oficjalna Lista Sprzedaży Związku Producentów Audio Video), lecz także to, że ich płyty zostały wydane przez niezależne oficyny muzyczne. Jak wynika z raportu "Rynek fonograficzny w Polsce 2011/2012", którego współautorem jest dr Gałuszka, w Polsce 30 proc. dystrybucji cyfrowej i 40 proc. tradycyjnej sprzedaży płyt przejęli mniejsi gracze. To dystrybucja cyfrowa pozwoliła im rozwinąć skrzydła. Założenie profilu w muzycznych sklepach internetowych, jak Bandcamp czy 8Merch.com, to nie problem.
Znamienna była gala rozdania Fryderyków w 2008 r. Wśród laureatów muzyki rozrywkowej nie było ani jednego artysty reprezentowanego przez wielką czwórkę - wspomina Jacek Jagłowski, członek zarządu Związku Producentów Audio Video. Zwraca uwagę, że korporacje wolniej reagują na potrzeby rynku, nie dostrzegają potencjału niszowej muzyki. I to zaczęli wykorzystywać mniejsi gracze. Dziś nie reprezentują już tylko wykonawców hip-hopowych, którzy mają na tyle wiernych fanów, że nie potrzebują uruchamiać wielkiej radiowej machiny promocyjnej. Swobodnie dają sobie radę we wszelkich gatunkach - od popu po muzykę poważną.
Jagłowski sam do niedawna prowadził własną wytwórnię QL Music, wydawał płyty m.in. Hey, Iry czy Renaty Przemyk. Ale jego firma nie przetrwała. Wydanie płyty to koszt około 100 tys. zł. Jeśli chce się utrzymać niezależną wytwórnię, zachowując standardy pracy majorsów, trzeba mieć cały czas sukcesy na koncie lub szukać innych form finansowania - dodaje.
Reklama
Dużą część niezależnych wytwórni zakładają sami artyści, którzy chcą mieć pełną kontrolę nad tym, jak będzie brzmiała ich płyta i w jaki sposób będzie promowana. W ten sposób powstała internetowa wytwórnia muzyczna Brennnessel Records należąca do grupy Kamp! wykonującej muzykę elektroniczną. Zaczęli oni od udostępniania utworów za darmo w internecie.
Nie wszyscy jednak popierają taką politykę. Jagłowski podaje przykłady artystów - jak Hey czy Blue Cafe - którzy zdecydowali się wydać płytę bez wsparcia koncernu, ale szybko zobaczyli, z jak dużym wysiłkiem się to wiąże, ile czasu i pieniędzy trzeba włożyć w promocję nowego krążka, i z kolejnymi projektami wrócili pod skrzydła większych wytwórni.
Większość niezależnych wydawców muzycznych skupia się wyłącznie na polskim odbiorcy. Ciągle mało jest takich, którzy mieliby globalne aspiracje. To oczywiście jest uzasadnione zarówno repertuarem, jak i tym, że mainstream głównie takich artystów chce promować, co często ogranicza możliwości rozwojowe - tłumaczy Damian Ekman z Fonografiki, jednego z większych niezależnych wydawców. Ale za to sporo firm zaczyna oferować usługi 360 stopni, czyli nie tylko wydanie płyt oraz ich promocję, ale także pełną opiekę nad artystą: management, booking i publishing - dodaje Ekman. To dzięki takiej ofercie zaczęły nieźle się rozwijać Kayax (założona przez Kayah) czy Prosto (należy do rapera Sokoła). Ten trend jest widoczny także na Zachodzie. Przykładem jest komercyjny sukces płyty „21” Adele, wydanej przez niezależną firmę XL Recordings.
Ranking polskich artystów, którzy podbili słuchaczy bez wsparcia koncernu – Dziennik.pl