MARCIN CICHOŃSKI: Od kiedy z Donatanem i „Słowianami” weszliście na szczyt, nie ma chwili spokoju. Ile koncertów rocznie dajesz?

Reklama

CLEO: To kolejny rok, kiedy gram ponad dwieście koncertów. Koncert trwa godzinę, a podczas każdego z nich nie tylko śpiewam, ale i skaczę po scenie, wariuję. Spalam minimum 300-400 kalorii (śmiech). No, może trochę więcej.

Rysujesz sobie w głowie ten moment, kiedy weźmiesz dłuższy urlop?

Modlę się teraz, bym nie musiała wziąć przymusowego urlopu. Staram się z głową wszystko wypośrodkować - dać sobie czas, chwilę wolnego na regenerację – by nie skończyć znów u lekarza z objawami wycieńczenia.

Kto w „związku” Ty – Donatan ma ostatnie zdanie? Pytając wprost – jak dużo masz do powiedzenia?

Zdecydowanie mam! Model współpracy z Donatanem dziś jest trochę inny – od kiedy nie pracujemy razem, on mi podpowiada i służy przyjacielską radą. Muzycznie zaś współpracuje ze mną DobroBit, czyli osoba, która była związana z płytą „Bastet”.

Jak wyglądają wasze rozmowy? Strategicznie biznesowo, czy to raczej przyjacielskie pogaduchy?

Reklama

Przyjacielskie, ale konkretne pogaduchy. Jego wybory i jego odwaga w podejmowaniu decyzji na razie mnie nie zawiodła. Tak było m.in. w kwestii Eurowizji. Nie byłam przekonana, by tam jechać. To on powiedział: słuchaj – jedziemy. Jestem przekonany, że to będzie dla Ciebie dobre. Nasz wyjazd spotkał się z różnymi opiniami, ale podsumowując – to Donatan miał rację, a gdybym tylko ja miała decydować, to pewnie by nas tam nie było.
Eurowizja dała mi to dużo wiary w siebie – wzięcie udziału w tym konkursie jest bardzo budujące. Naprawdę wiele mnie to doświadczenie nauczyło – np. radzenia sobie na naprawdę głębokiej wodzie. To jest największa scena, jaką można sobie wyobrazić. Eurowizja to też ogromny przemysł – jak sobie przypomnę ile -set milionów widzów to ogląda, to… sama ta myśl jest paraliżująca. Po skoku na taka wodę, łatwiej mi jest pływać na tych płytszych. Każdy występ jest ważny, ale tamto doświadczenie dało mi siłę do wielu koncertów.

Trwa ładowanie wpisu

A teraz, kiedy grasz tyle koncertów – w to, co robisz na scenie, nie wkrada się rutyna?

Nie jestem rutyniarą. Do każdego występu pochodzę profesjonalnie i nigdy nie idę na łatwiznę. Nawet, gdy mam gorszy dzień i jestem przeziębiona, nie śpiewam z playbacku i nie odpuszczam. Do ostatniego oddechu walczę, by każdy występ wyglądał maksymalnie profesjonalnie.

Trwa ładowanie wpisu

W teledysku „Łowcy gwiazd” znów pojawiło się dużo pań, które mają przykuwać wzrok – skąpymi kreacjami, dekoltami. A przecież żyjemy w czasach, w których kobiety walczą o to, by nie być traktowane przedmiotowo przez panów.

Tu nic takiego nie ma. Pokazałam postapokaliptyczny świat w realiach matriarchalnego ładu – bardzo dobrze pokazuje kobiety jako kastę rządzącą. Teledysk to trochę mrugnięcie okiem do Mad Maxa a trochę do Seksmisji. Jest mało samców, mają rolę drugoplanową a pieczę nad mikrospołeczeństwem sprawują wojowniczki.

Z jakimi facetami lubisz pracować?

Bardzo lubię silne osobowości. Bo sama od dziecka taką osobowością nie byłam. Będąc w branży ja się uczę asertywności i tego, że trzeba być troszeczkę twardszym. Ja byłam zawsze cichą i skrytą osobą. Od czasu, kiedy poznałam Donatana zyskałam kogoś takiego jak tatusia. Wiele się od niego nauczyłam. Potrafię stanowczo powiedzieć, że coś mi nie pasuje albo chciałabym być inaczej traktowana. Nie jestem hipertwardzielką, ale uczę się.

Często płaczesz?

Zdarza mi się. Ale jest to rodzaj uwalniania emocji. Nie lubię ot, tak - sobie popłakać. Uważam, że każda sytuacja znajduje swoje rozwiązanie – i na pewno wszystko jakoś się może ułożyć, nawet gdy jest naprawdę duży kryzys. Mam na pewno trudne momenty – nie jestem cyborgiem. Mam przecież rodzinę, w której są emocje i różne przeżycia – i ja, jak każdy człowiek też to wewnętrznie odbieram. Płaczę w momencie, w którym czuję, że już naprawdę nie daję rady.

Wtedy zamykasz się we własnym świecie.

Tak, nie jestem osobą, która będzie płakać do snapchata. Nie lubię tego eksponować, mówić: o Jezu, świecie, jak mi jest źle, pocieszcie mnie. Nie walczę o atencję pokazując problemy i niedomagania. Jeżeli pojawia się komunikat, że na chwilę robię stop z koncertami to jest to rzeczowa informacja, a nie użalanie się. Trzeba ludzi zarażać pozytywną energią, dawać im dużo dobrego i mobilizować ich do działania. W świecie, w którym codziennie dostarczamy sobie bardzo dużo negatywnych emocji, przez czytanie wiadomości ze świata, po prostu mamy tego zwyczajnie dosyć.

Nie jesteś typowym Polakiem, który swoim marudzeniem zaraziłby cały świat.

Od wymarudzenia się mam moją przyjaciółkę – kiedy jest bardzo źle, dzwonię do niej i wypłakuję się jej w ramię. Ona z sensem, stojąc obok, ten mój świat mi wytłumaczy i sprawi, że jest mi lepiej. Ludzie nie zasługują, by obarczać ich jeszcze naszymi problemami. Wystarczy wiedza, że każdy je ma.

Wyobrażasz sobie siebie w wydaniu mniej tanecznym?

Pochodzę z nurtu soulowego, gospel i rnb. Zostawiam sobie tę furtkę na kiedyś, kiedy będę mogła w spokoju stworzyć płytę, która będzie z moich korzeni – taka moja w stu procentach. Ja się wychowałam na bardzo mocnych nagraniach – Arethy Franklin, Celine Dion, Whitney Houston. Mój wokal szkoliłam na coś takiego – mam nadzieję, że będę kiedyś mogła poczarować moich słuchaczy. Pewnie będzie to węższa grupa odbiorców, ale będę mogła pokazać prawdziwą siebie.

Czyli silny głos i np. temat do filmu?

(śmiech) Aż tak to nie, ale rzeczy bluesowe czy gospelowe jak najbardziej. Takie coś, co od dawna przyprawiało mnie o przysłowiowe „ciarki na plecach”. Ja tego doświadczyłam, śpiewając w chórze gospel. Miałam tę przyjemność brania udziału w koncertach gospelowych w małych kościółkach… i ja tam płakałam ze wzruszenia. Każdemu życzę, by doświadczył tej wrażliwości. Słuchasz nieznanej osoby – jakiejś czarnoskórej wokalistki, która wchodzi na ambonę i śpiewa takim głosem, że zmiata wszystkich z powierzchni ziemi. Tego sobie życzę, żeby mieć czas, by stworzyć taki repertuar, który będzie się podobnie przeżywać.

Często pomagasz początkującym muzykom?

Zdarzają się pytania. Nie daję jednej recepty, bo jej nie ma. Myślę, że cały czas trzeba bronić swej natury, niezależności, siebie w tym świecie. Ja jestem w mainstreamie, robię kawałki popowe, ale jestem wciąż sobą, to jestem ja. I nikogo nie naśladuję – a to jest ważne. Mówię ludziom, by nie byli polskim odpowiednikiem jakiejś gwiazdy, tylko dali jak najwięcej ze środka siebie.

AKPA

Kiedy jest taka impreza, jak jubileusz Maryli Rodowicz w Opolu, o czym się gada za kulisami?

Każdy jest tak skupiony na próbach, że nie mieliśmy czasu, żeby sobie pogadać. Ja z kolei nie bywam na wieczorkach przy alkoholu – bo totalnie nie mam do tego głowy. Przy tych wieczorkach może coś mnie rzeczywiście omija…

Masz słabą głowę, nie możesz wiele wypić?

Właśnie mam mocną głowę, podobno po tatusiu. Ale nie lubię tego, bo alkohol spowalnia moje działania. A ja mam twórcze ADHD i bez przerwy jestem zabiegana. Nie chcę marnować kolejnego dnia na rekonwalescencję.

A wracając do Opola – oglądałaś potem swój występ?

Bardzo nie lubię oglądać swoich występów. Ani siebie słuchać. Czasem zmuszam się do tego, by móc przeanalizować to, co jest robione. Wolę partycypować w tym co się dzieje na scenie, ale by oglądać potem… Ja jestem strasznie krytyczna wobec siebie. Patrzę i komentuję: o jaka mina, o tu mi włos odstaje, tu bluzka mi się źle układa. Widzę tylko i wyłącznie same wady – dlatego pewnie nie lubię się sama oglądać. Nie zaspakajam swojej próżności oglądaniem siebie samej na scenie.

Przyjaźnie jest w polskiej branży? Panują tu miłe relacje?

Mam dwie grupy ludzi: są tacy, wobec których zachowuję się bardzo neutralnie, bo np. nie do końca znajduję z nimi wspólny język… I jest grupa tych, których traktuję przyjaźnie – z którymi wspólny język jest, dużo rozmawiamy, czy nawet współpracujemy. Mam świetny kontakt z Rudą z Red Lips, z Natalią Szroeder, z Enejami, z Kamilem Bednarkiem z Mesajah, Marylą Rodowicz, Edytą Górniak – może jeszcze zapomniałam o kilku osobach.

Pozwoliłabyś komuś, by za ciebie decydował o tym, w jakiej garderobie wyjść na scenę, czy sama musisz wszystko kontrolować, dopinać na ostatni guzik?

Decyduję sama. Ale czasem Donatan ma coś takiego, że powie, że w jakimś kolorze mi nie do końca dobrze. Mówi: Weź to zmień, bo - w dobrej wierze - coś tu nie gra. Jeżeli to jest konstruktywna krytyka, to ja wyciągam z tego wnioski. Ale żeby ktoś miał za mnie decydować o tym, co mam założyć, co to, to nie. Wręcz projektuję swoje stroje, chcę się w nich czuć w pełni komfortowo.

A krytykę dobrze znosisz?

Jeśli ten głos jest poparty czymś więcej, jeśli mogę wyciągnąć z tego logiczne, fajne wnioski, to ja to bardzo cenię! Dzięki takim głosom jesteś w stanie się rozwijać. Dzięki temu się uczę i naprawiam błędy. Natomiast czasem zdarzy się, że ktoś po prostu hejtuje, ale nauczyłam się nie zwracać uwagi. Lubię konstruktywne opinie.