Wojciech Waglewski
/
Agencja Gazeta
/
Fot. Dawid Zuchowicz Agencja Gazeta
Reklama
Nie zwracam się do ludzi z apelem: "Wyklęty powstań ludu ziemi!”. Próbuję szukać ratunku w sobie, w najbliższych - mówi w rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną" Wojciech Waglewski gitarzysta, kompozytor, autor piosenek, lider grupy Voo Voo. Razem z synami Fiszem i Emade nagrał kolejną płytę – „Duchy ludzi i zwierząt”. A z macierzystym zespołem – album „Anawa 2020”.
DGP: Przez lata śpiewał pan: „Buduję flotę zjednoczonych sił”, ale ostatnio na tej arce nie ma miejsca dla Strajku Kobiet, hierarchów kościelnych, LGBT czy obrońców tradycji. Dokąd płyniemy jako społeczeństwo?
Wojciech Waglewski: A do tego mamy pandemię… Tak, przyszłość rysuje się niewesoło, choćby z powodów politycznych. Po nominacji na ministra oświaty pewnego pana nie wróżę moim wnukom wiele dobrego. Czy nadchodzi katastrofa? Żyjemy w surrealistycznym czasie. I to trwa od marca. Najpierw zapanowała lekka trwoga. Sam wpadłem w panikę, kiedy w biały dzień w centrum Warszawy zobaczyłem kilka osób w maseczkach. Później zaczęli mnie dziwić ludzie bez masek. Coś tam przebąkiwano, że niebawem będzie szczepionka, uporamy się z wirusem, ale te prognozy wzięły w łeb. I diabli wiedzą, co będzie. Przez całe moje życie nie uczestniczyłem w tak nieprzewidywalnym biegu zdarzeń. Kiedyś pewnie nastąpi koniec tego szaleństwa. A odpowiadając na pana pytanie, dokąd płyniemy? Ja w tej chwili w ogóle nie płynę, bo z powodu obostrzeń pozamykano baseny.
Mamy fantastyczny potencjał ludzi mądrych, wrażliwych, uzdolnionych. Sęk w tym, że zbrukano politykę. To nie jest, mówiąc delikatnie, prestiżowy zawód. Proszę zerknąć tylko na twarze naszych mężów stanu – nie wróżą natłoku myśli. Mądrość to raczej cecha skrywana, nie przysparza rozgłosu w towarzystwie. I stanowi rodzaj niszy
To zapytam inaczej, trzymając się uparcie tej metafory: czy płyniemy razem?
Ostatnio sobie uzmysłowiłem, że parę lat temu napisałem kilka covidowych piosenek. Weźmy utwór „Klucz”, tam jest taka fraza: „Nigdy nie byliśmy bliżej niż dziś”. Te moje wszystkie mrzonki zjednoczeniowe, o których zdarzało mi się śpiewać, były mocno podbudowane 1989 r. i wybuchem okrągłostołowej radości. Do tego dochodziła ta dziesięciomilionowa Solidarność. Żyło się wtedy nadzieją, że dzielenie naszego społeczeństwa na szlachtę, chłopów czy robotników wreszcie przestaje mieć znaczenie, że powoli się ogarniamy. Ale z tym ogarnianiem nie idzie najlepiej, co politycy bezwzględnie wykorzystują. Skłóconym narodem łatwiej się rządzi.
To wyłącznie „zasługa” polityków?
Pewnie nie. Jako naród nie jesteśmy przyzwyczajeni do okazywania społecznej empatii. Może z racji komuny, ale przecież nie tylko, bo nie wszystko da się na nią zwalić. Generalnie się nie lubimy. Przykłady można by mnożyć. Teraz nie lubi się seniorów.
Najważniejsze wydarzenia polityczne i społeczne, istotne wiadomości kulturalne, najlepsza rozrywka, pomocne porady i najświeższa prognoza pogody. To wszystko i wiele więcej znajdziesz w newsletterze Dziennik.pl. Trzymamy rękę na pulsie Polski i świata. Zapisz się do naszego newslettera i bądź na bieżąco!
Zapisując się na newsletter wyrażasz zgodę na otrzymywanie treści reklam również podmiotów trzecich
Administratorem danych osobowych jest INFOR PL S.A. Dane są przetwarzane w celu wysyłki newslettera. Po więcej informacji
kliknij tutaj.
Potwierdź zapis
Sprawdź maila, żeby potwierdzić swój zapis na newsletter. Jeśli nie widzisz wiadomości, sprawdź folder SPAM w swojej skrzynce.