Pogrzeb kompozytora Andrzeja Korzyńskiego odbył się środę w Kościele Środowisk Twórczych. Oprócz rodziny żegnali go ludzie kultury, sztuki, polityki, dziennikarze, m.in. Andrzej Rosiewicz, Robert Rozmus, Piotr Fronczewski, Xawery Żuławski, Stefan Friedmann, Wojciech Gąsowski, Andrzej Olechowski, Dariusz Michalski, Janusz Fogler, Mieczysław Jurecki.

Reklama

Ksiądz Andrzej Luter podczas kazania mówił, że "Andrzej Korzyński obdarował nas pięknem swojej muzyki". Śp. Andrzej zaspokajał nasze pragnienia, głód piękna zmysłowego i umysłowego swoją wspaniałą twórczością, m.in. swoją muzyką filmową, ale także rozrywkową - zauważył. Któż z nas nie pamięta filmów Andrzeja Wajdy, przede wszystkim Człowieka z marmuru, tego wielkiego filmu pokoleniowego, który był powiewem wolności. Już pierwsze dźwięki czołówki filmu już przypominają Andrzeja Korzyńskiego. A potem był Człowiek z żelaza, Brzezina, jeszcze wcześniej Polowanie na muchy i Wszystko na sprzedaż. Któż nie pamięta muzyki z Akademii Pana Kleksa Krzysztofa Gradowskiego, muzyki z wielu filmów Andrzeja Żuławskiego, w Pustyni i w puszczy Władysława Ślesińskiego, muzyki z filmów Jerzego Gruzy, Sylwestra Chęcińskiego, serial 07 Zgłoś się" - wymieniał. Wszyscy nucimy jego przeboje począwszy od Żółtych kalendarzy i Kochać Piotra Szczepanika aż po Franka Kimono Piotra Fronczewskiego - dodał. Jego zdaniem Korzyński "wiedział, że piękno obficie i różnorodnie przejawia się w tym świecie i swoją muzyką pobudzał naszą wyobraźnię, rozumiał naszą wewnętrzną potrzebę różnorodności i taką różnorodną muzykę komponował, a przez to był zwiastunem świata wyższego, świata harmonii".

Ks. Luter przeczytał list od syna Andrzeja Korzyńskiego Mikołaja. Opowiadał w nim m.in., że Korzyński i jego żona Sylwia, przez 57 lat byli bardzo zgodnym, kochającym się małżeństwem. Ona nazywała go Korzonkiem, on do niej mówił: Robaczku. Ich dom, choć niewielki, tętnił życiem. Był miejscem spotkań towarzyskich i zawodowych, powstawania słynnych przebojów, prób wokalnych z dzieciakami do Akademii Pana Kleksa. Często zamiast pójść spać, czatowałem na schodach, podsłuchując fantastycznych rozmów i niekończących się żartów. W centralnym miejscu stał fortepian, do którego tata często siadał w trakcie takich spotkań. Był znakomitym pianistą, świetnie grał boogie-woogie, czasem ze mną na cztery ręce - wspominał.

Mikołaj w liście opowiadał, że "tata miał w życiu szczęście, los mu sprzyjał, potrafił znaleźć się we właściwym czasie w odpowiednim miejscu. W szkole usiadł w ławce z Andrzejem Żuławskim, co zadecydowało o jego późniejszym życiu. Miał szczęście, że na swojej drodze spotkał Andrzeja Wajdę i że napisał muzykę do jego wielu filmów. W Akademii Pana Kleksa" spotkał Piotra Fronczewskiego, późniejszego Franka Kimono. Myślę, że był człowiekiem spełnionym" - opowiadał. Przyznał, że Korzyński, „choć napisał tak dużo muzyki, był człowiekiem, który cenił relaks, odpoczynek, kolacyjki z przyjaciółmi, lubił się wyspać". Kiedy w szkole podstawowej nauczycielka zapytała mnie, czy tata, kompozytor Akademii Pana Kleksa zgodziłby się przyjść na godzinę wychowawczą, która była na pierwszej lekcji, odpowiedziałem szczerze: tata nie może przyjść, bo wtedy śpi" - wspominał. Według Mikołaja, jego ojciec "był człowiekiem skromnym, niegoniącym za sławą, honorami, nagrodami, odznaczeniami, środowiskowym uznaniem. (...) Największą satysfakcję sprawiało mu, kiedy ludziom podobała się jego muzyka i wierzył, że obroni się ona sama.

Reklama

Dyrektor generalny Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego Jarosław Czuba przeczytał list od ministra Piotra Glińskiego, który zwrócił uwagę, że śmierć Andrzeja Korzyńskiego poruszyła nie tylko środowisko artystyczne. Kompozytor zdobył zachwyt publiczności dzięki przebojom napisanym dla Piotra Szczepanika, Maryli Rodowicz, Violetty Villas, Ireny Jarockiej. Poczesne miejsce wśród autorów muzyki filmowej zapewniły temu wszechstronnemu artyście ścieżki dźwiękowe w obrazach kinematografii polskiej reżyserowanej przez Andrzeja Wajdę i Andrzeja Żuławskiego - napisał. W ocenie Glińskiego, "wielowymiarowy talent Andrzeja Korzyńskiego wyrażał się zarówno w klasycznych jak i mniej poważnych realizacjach w formie muzycznego pastiszu. Publikacja książkowego wywiadu odsłania charakterystyczne, nacechowane dystansem poczucie humoru i przenikliwość obserwacji". Śp. Andrzej Korzyński pozostawił po sobie trwały ślad w sercach wielbicieli jego twórczości oraz ogromną spuściznę zapisaną w nutach - dodał.

Prezydent Rafał Trzaskowski w liście skierowanym do żałobników napisał, że muzyka Korzyńskiego niesie ze sobą wiele wspomnień i emocji kilku pokoleń. Niesie ze sobą tyle różnorodności w barwie, rytmie, budowaniu nastroju, tyle wpadających w ucho melodii, tyle melodii nuconych przynajmniej we fragmentach - ocenił. Korzyński potrafił tworzyć muzykę serio, podróżując do krainy łagodności, potrafił też się nią bawić - napisał Trzaskowski.

Muzyk Tomasz Lipiński z zespołu Brygada Kryzys, członek zarządu ZAIKS-u powiedział, że Korzyński "był jednym z tych ludzi, którzy po wszechświecie muzycznym poruszał się jak mało kto i jak mało kto potrafił wydobywać z niego piękno, którym nas przez tyle lat obdarowywał". Cyprian Kamil Norwid mówił o pięknie Cóż wiesz o pięknem? Kształtem jest Miłości+ i za tę miłość mu dziękuję i cieszę się, że tyle tej miłości tyle nam pozostawił - dodał.

Reklama

"Człowiek, który pomógł bigbitowi"

Dziennikarka muzyczna Maria Szabłowska powiedziała, że zawsze będzie pamiętać wyjątkowe poczucie humoru Korzyńskiego. To był taki humor z cicha pęk - wyjaśnił. Opowiadała o samym początku pracy Korzyńskiego w Polskim Radiu. Andrzej Korzyński z Witkiem Pogranicznym utworzyli młodzieżowe Studio Rytm. Korzyński Postanowił nagrywać wszelkie zespoły bigbitowe, czyli tak zwanych szarpidrutów, co było bardzo źle widziane przez władze. To była muzyka zachodnia, tego się w Polskim Radiu nie grało. Andrzej nagrał Czerwone Gitary, Breakout, Czesława Niemena, Trubadurów, Marka Grechutę. W studiu nagrywali wszyscy najważniejsi muzycy lat 60., 70. Studio Rytm miało również antenę Programu 1 Polskiego Radia. Andrzej wychował też nas prezenterów - opowiadała. Wspominała, że wymyślił on sformułowanie, dzięki któremu ta muzyka trafiała na antenę. Mianowicie wymyślił, że bigbit to jest proletariacki ruch oddolny i dlatego udało mu się uzyskać zgodę na nagrywanie tego - tłumaczyła. Jej zdaniem, "to też świadczyło o jego poczuciu humoru i jego wielkiej inteligencji". Gdzie byśmy byli, gdyby Andrzej tej frazy nie wymyślił. Gdzie byłyby gitary, Niemen, Tadek Nalepa, gdzie byłyby te wszystkie wielkie przeboje - dodała.

Grzegorz Brzozowicz, reżyser filmu "Andrzej Korzyński. Zagubiony diament" mówił, że Korzyński dawał wielką radość ludziom już od najmłodszych lat. Jako trzyletni szkrab w okupowanej Warszawie wychodził na balkon i śpiewał ludziom Brunetki, blondynki, ja wszystkie was dziewczynki całować chcę - opowiadał. Myślę, że wiele ludzi uśmiechało się dzięki temu w tych trudnych czasach. A ile ludzi zakochało się słuchając Żółtych kalendarzy, czy marzyło o wielkiej miłości przy Kochać. A czy pamiętamy ile ducha, wiary dawała nam pieśń Janek Wiśniewski padł, która w filmie Wajdy jest na melodię Andrzeja, a nie na oryginalną. A ile radości miały dzieci, które śpiewały, śpiewają i będą śpiewać piosenki z Akademii Pana Kleksa - mówił. To piękne, że po Andrzeju zostaną piękne melodie, wzruszenia i to, że on nigdy siebie nie stawiał na piedestał - podkreślił.

Po mszy pogrzebowej spełniono prośbę Korzyńskiego, aby na jego pogrzebie zabrzmiała jego "Nadzieja" z "Człowieka z Żelaza". Urnę z prochami kompozytora wyniesiono w akompaniamencie "Żółtych kalendarzy". Artysta spoczął na cmentarzu Powązki Wojskowe.