Wybór utworu na stronę A pierwszego singla był intrygujący – nie była to kompozycja własna, lecz cover piosenki Chucka Berry’ego "Come on". W tamtych czasach młode zespoły często nagrywały swoje wersje dawnych przebojów, ale w tym przypadku piosenka była stosunkowo nowa, Berry nagrał ją zaledwie dwa lata wcześniej. Dynamika obu wersji była zbliżona, niemniej w wykonaniu The Rolling Stones słychać wyraźnie ich charakterystyczny sznyt, który jest rozpoznawalny do dziś. "Come on" w ich wydaniu trwało zaledwie minutę i 48 sekundy. Na stronie B siedmiocalowego winylowego krążka znalazła się z kolei aranżacja Stonesów piosenki "I Want to Be Loved" Williego Dixona. Płytka osiągnęła 21. miejsce na brytyjskich listach przebojów.

Reklama

"Jest to ważna rocznica dla każdego fana The Rolling Stones. Paradoksalnie Come on nie jest jedną z ich najbardziej popularnych piosenek. Był to cover, i to nie byle kogo. Dobrze zacząć karierę od pewniaka" – powiedział PAP dziennikarz muzyczny Rock Radia Kuba Kaleta.

"Warto posłuchać oryginału i covera. Mam wrażenie, że wersja The Rolling Stones jest bardziej surowa, uwydatniono tam parę kluczowych elementów tej kompozycji, z pominięciem typowo rock'and'rollowych ozdobników. Cover jest też bardziej nerwowy, jakby muzycy dostali nakaz zmieszczenia się w dwóch minutach i pędzili od samego początku do końca" – podkreślił Kaleta. "Na pierwszym planie słyszymy wokal Micka Jaggera, dalej bas, gitarę, w tle harmonijka ustna i chórki, które śpiewali Brian Jones i Bill Wyman" – kontynuował.

"Kiedy pierwszy raz usłyszałem +Come on+ w wydaniu Stonesów, skojarzyło mi się to z twórczością zespołu The Clash. Można się pokusić o stwierdzenie, że panowie z The Clash czerpali pełnymi garściami z pierwszych dokonań The Rolling Stones" – ocenił Kaleta.

Nagrania w maju

Materiał na pierwszy singiel został nagrany 10 maja 1963 r. w Olympic Sound Studios w Barnes, w południowo-zachodnim Londynie. Wydawcą płyty była Decca Records. W nagraniu wzięli udział: Mick Jagger – śpiew, Keith Richards – gitara, Brian Jones – harmonijka ustna i chórki, Bill Wyman – gitara basowa i chórki, Charlie Watts – perkusja. Technicznym realizatorem dźwięku był Roger Savage.

Grupa wówczas nie posiadała jeszcze własnych kompozycji, dlatego zdecydowano się na cover. Piosenka "Come on", we wzorcowym wykonaniu Berry’ego, pasowała formą (blues-rock) i dynamiką do stylu The Rolling Stones. W kolejnych latach rzadko grali ją na koncertach. Najbardziej zagorzali miłośnicy Stonesów doliczyli się zaledwie kilku koncertowych wykonań tego utworu w ciągu 60 lat. Zespół zagrał go w 1965 i następny raz dopiero w czerwcu 2013 r., w trakcie rocznicowej trasy koncertowej. Jagger zażartował wtedy ze sceny: „Nie wiem, czy pamiętam tekst”.

Reklama

Pierwszy studyjny album zatytułowany po prostu „The Rolling Stones” został wydany 16 kwietnia 1964 r., czyli zaledwie dziewięć miesięcy po pierwszym singlu (w wersji amerykańskiej longplay nosił tytuł „England's Newest Hit Makers” - wydany 30 maja 1964). Przez dwanaście tygodni był on najlepiej sprzedającą się płytą w Wielkiej Brytanii. Warto tu doprecyzować, że w niektórych przypadkach wersje amerykańskie winylowych albumów Stonesów były innymi wydawnictwami niż te z Wielkiej Brytanii.

W ciągu 60 lat The Rolling Stones sprzedali na świecie ponad 240 mln płyt. W swoim dorobku mają 121 singli, do tego 25 albumów studyjnych i 13 koncertowych, a nawet 28 wydawnictw kompilacyjnych.

12 lipca 2022 r. grupa świętowała 60-lecie istnienia. Data to odnosiła się do pierwszego koncertu, który odbył się 12 lipca 1962 r. w londyńskim Marquee Club.

Stonesi cztery razy zagrali w Polsce: w 1967 r. w Warszawie - w Sali Kongresowej (tego samego dnia dwa występy), w 1998 r. w Chorzowie na Stadionie Śląskim, w 2007 r. ponownie w Warszawie, tym razem jednak na Torze Wyścigów Konnych na Służewcu, i w 2018 r. znów w stolicy - na Stadionie Narodowym. O koncercie z 1967 r. tak pisał Wojciech Mann w swojej książce „RockMann, czyli jak nie zostałem saksofonistą”: „Skala tego wydarzenia w realiach gomułkowskiej Polski jest teraz trudna do pojęcia. To trochę tak, jakby dzisiaj na placu Defilad wylądował statek kosmiczny z innej galaktyki i wysłannicy innej cywilizacji powiedzieli, że właśnie wybrali Warszawę na stolicę wszechświata”.

Jeżeli ktoś chciałby mieć w kolekcji pierwszy singiel The Rolling Stones, na portalach ogłoszeniowych w Wielkiej Brytanii i USA można znaleźć egzemplarze z pierwszego tłoczenia w dobrym stanie, w cenie ok. 40 euro.

Trwa ładowanie wpisu