Niezbyt szczęśliwie Beth Orton wystartowała ze swoją najnowszą, szóstą płytą "Kidsticks". Zaczęło się bowiem od małego zgrzytu. Artystka wypuściła do sieci klip do singla "1973", który został zrealizowany w słynnym amerykańskim Parku Narodowym Joshua Tree. Z tego niezwykłego miejsca korzystali wcześniej, tworząc okładki płyt, chociażby The Eagles i U2. Problem polegał na tym, że Beth pomalowała na planie sprayem jedno z miejscowych słynnych drzew Jozuego, które było objęte ochroną. Po skargach szybko wycofała klip i przeprosiła za całe zajście. Przytoczona sytuacja dała wokalistce rozgłos w mediach, który bardzo rzadko staje się jej udziałem. Mało wiadomo o jej życiu osobistym, nie szokuje stylizacjami, zachowaniem, wypowiedziami, nie zabiega specjalnie o popularność. Jeśli już ląduje w gazetach, to za sprawą swoich znakomitych płyt.
Jej kariera rozpoczęła się od pytania o papierosa. Nie sądziła, że gościem, którego poprosiła o niego na pewnej imprezie w Londynie na początku lat 90., był William Orbit. Brytyjski kompozytor i producent czekał jeszcze na swoje największe sukcesy (produkcję płyt "Ray of Light" Madonny czy "13" Blur), ale był już rozpoznawalną postacią w muzycznym świecie Londynu. Para podjęła współpracę, tak naprawdę to Orbit o nią nalegał. Beth zaśpiewała na jego płycie, on wspomógł ją na debiucie "Trailer Park" z 1996 roku. Trzy lata wcześniej wypuściła, co prawda w limitowanej wersji, krążek "Superpinkymandy", ale za swój prawdziwy debiut uważa właśnie „"Trailer Park". Mieszanka jej folkowego charakteru i triphopowej elektroniki Orbita przyniosła jej znakomite recenzje i nominacje do Brit Awards oraz Mercury Prize. Wraz z karierą Orton rodziła się również kariera elektronicznego duetu The Chemical Brothers, który zaprosił rok wcześniej Beth do zaśpiewania na ich znakomitym debiucie "Exit Planet Dust".
Kolejne dwie płyty Beth Orton, też w folkowo-elektronicznym klimacie, "Central Reservation" i "Daybreaker", przyniosły jej jeszcze większe uznanie krytyków i nagrody. Czwarty album "Comfort of Strangers" to już mała rewolta Orton. Porzuciła elektronikę na rzecz pianina i akustyki. Podobnie było na następcy, "Sugaring Season". Na "Kidsticks" znowu zmieniła tor, nie wróciła jednak do korzeni, ale próbuje badać nowe rejony folk-elektronicznego grania.
Reklama
Reklama
Beth od jakiegoś czasu mieszka w Stanach i tam znalazła wielu świetnych muzyków, którzy pomogli jej przy nowej płycie. Wśród współpracowników są chociażby muzycy projektów Twin Shadow, Grizzly Bear czy Fuck Buttons. Na "Kidsticks" słychać klawisze (gra sama Beth), pianino, smyczki, sporo gitar. Orton przyznaje w wywiadach, że bardzo się w ostatnich latach zmieniła: zamieszkała w Kalifornii, wychowuje dwójkę dzieci, dużo spokojniej podchodzi do procesu tworzenia. Jest też niezwykle świadoma swojego głosu, no i nie boi się eksperymentować, czemu dała upust na "Kidsticks". "Petals" z psychodeliczną końcówką. "Wave" mieszające gitarowe dźwięki z folkowymi zagrywkami. "Flesh and Blood" z wykorzystaniem smyczków i Mooga oraz Beth brzmiącą jak Annie Lennox (zresztą wokalistki współpracowały kilka lat temu w charytatywnym projekcie). Wreszcie finałowe instrumentalne "Kidsticks" z dźwiękami przypominającymi te, jakie towarzyszą zabawie dzieci małymi instrumentami, co zresztą, jak przekonuje Beth, często dzieje się w jej domu. Te przykłady pokazują, jak szerokie horyzonty i możliwości ma Beth Orton.
Bardzo trudno przypasować ten krążek do jakiegoś gatunku. Każdy numer to trochę zabawa innym klimatem, przez to album z zaciekawieniem słucha się do samego finału, by od razu odpalić go jeszcze raz.
Beth Orton | Kidsticks | Epitaph/Sonic
Media