Za prawdziwą hańbę dla polskiej sceny muzycznej należy uznać to, że formacja nie została dostrzeżona w ubiegłym roku nawet w nominacjach do debiutu roku, o muzyce źródeł nie wspominając. Pokazuje to, jak Akademia Fonograficzna pogrążona jest w koteriach, popieraniu swoich znajomków, krewnych i znajomych królika, zamiast poszukiwać tego co prawdziwie odkrywcze. Bo wbrew wrażeniu, jakie można odnieść tej jesieni, „Będą bić!” nie jest albumem debiutanckim, a zespół nie pojawił się na scenie latem tego roku. Co więcej – był już dostrzeżony przez poważne i prestiżowe media zagraniczne.
Polska Hańbą! zafascynowała się w tym roku co należy uznać za ogromny powód do radości. To bowiem muzyka nieoczywista, pomysłowa i mocno wywrotowa, a tego typu twory na naszym rynku obiektami adoracji bywają rzadko. Muzyka tworzona m.in. za pomocą tuby, akordeonu i banjo sprawia początkowo wrażenie, jakby była stworzona wieki temu. Zespołowi pomogło natomiast hipsterska zajawka na brzmienia organiczne, zmęczenie pajacowaniem facetów naciskających play i grających dla stadionu z laptopa. Moda, mająca jak zwykle swe dobre i złe strony, pozwoliła na skierowanie fleszy w stronę jednej z najbardziej oryginalnych grup w Polsce od wielu lat.
Innym powodem zainteresowania są teksty. W debacie publicznej często słyszymy o nawrocie słów pełnych nienawiści, przyzwoleniu na brutalność, już nie milczącej akceptacji antysemityzmu. Mówi się o powrocie do czasów pełnych otwartej agresji w słowie. W tym momencie Hańba! Śpiewa taki tekst Jerzego Jurandota „Wojna? Bardzo prosimy. Na to jak na lato” albo Juliana Tuwima „Żyda bić”.
Czytając w ostatnich miesiącach o Hańbie! dużo znalazłem odniesień do punka. Bezkompromisowość, DIY i walka o prawa słabszych sytuowałaby zespół po tej stronie rynku. Wystarczy jednak choćby jedna lektura płyty, by wiedzieć, że muzycznie to jednak nie ta bajka.
To po prostu Hańba!
Hańba "Będą bić"; Karoryfer Lecolds/Antena Krzyku 2017