Cykl płyt upamiętniających Powstanie Warszawskie to jedna z najbardziej rozwijających i budujących rzeczy, jakie przytrafiły się polskie muzyce. Idea, zamysł, emocje są tu niezwykle istotne i o nich nie zapomnę. Ale to rzecz bardzo rozwijająca dla samych twórców. Mam wrażenie, że Tomek Organek odkrył, że może nieco inaczej, kiedy zajmował się m.in. „Fotografem Brokiem”, a Justyna Święs sięgnęła po inne pokłady emocjonalności wchodząc w rolę dziewczyny, która oznajmia - mamo, dziś idę na wojnę.
Sorry Boys to dla mnie zespół przepełniony wrażliwością namiętną, miłością, pełną czułości. Taki, który elegancko potrafi zaśpiewać o najpiękniejszym uczuciu nie używając słowa miłość. Trzeba wyższych poziomów subtelności, by potrafić w takie klimaty.
I dlatego powierzenie im realizacji projektu „Moje serce w Warszawie” to pomysł wyglądający na głęboko przemyślany. I co więcej, po przesłuchaniach trzeba przyznać – projekt trafiony.
Bardzo ciekawie są dobrani goście – zatrzymam się przy dwójce. Natalia Szroeder to jeden z najpiękniejszych głosów w Polsce, przez lata eksploatowany w krainie pomiędzy estradą, a pop. Ostatnie lata pokazują zwrot, chęć po spróbowanie czegoś innego, a na pewno poszukiwania. W „Świątyni” odnajdujemy te poziomy niepokoju w głosach, dla których chcemy wracać do nagrań. Z drugiej zaś strony – Dawid Tyszkowski wyrzucił z siebie taką porcję smutnej ekspresji… „Miasto Warszawa” brzmi wiarygodnie, mocno, wyraziście, ale bez przekroczenia granic.
W wreszcie – Bela Komoszyńska i zespół. Na tej płycie wszystko jest na właściwym miejscu. Ani razu nie poczułem nadmiaru patosu lub przerysowania. Poczułem szacunek dla ludzi i czasów, poczułem wejście w historie, które trzeba umieć opowiedzieć. Dobrać odpowiednie, adekwatne środki wyrazu.
I dlatego ten album z nami zostanie.