To pozycja wygodna, ale i stwarzająca wyzwania. Bo z jednej strony to imię i to nazwisko zna w Polsce każdy. I każdy ma własny świat skojarzeń, wspomnień, miłych lub bardzo miłych chwil, do których piosenki śpiewane przez Anitę Lipnicką (zazwyczaj nie intencjonalnie) stanowiły ścieżkę dźwiękową. I z drugiej strony – to właśnie mogłoby być kotwicą, która ciągnie na mieliznę. Szczęściem wokalistka jest już miliony lat świetlnych z dala od dawnych hitów, choć pewnie sama zgodzi się z frazą, że wszystko jeszcze może się zdarzyć.

Reklama

Anita Lipnicka na„Śnieniu” w inteligentny sposób do słuchacza, który zaprzyjaźnił się z nią w latach dziewięćdziesiątych, mruga okiem. Bo kompozycje i aranżacje bliższe są oczywiście temu, co działo się w jej artystycznym życiu przez ostatnie dziesięć lat, ale z drugiej strony pozwalają na melancholijne podróży wehikułem czasu. Na to, by na chwilę się zapomnieć, lub inaczej – wyciągnąć na wierzch album ze zdjęciami założony w czasach, kiedy fotografii nie trzymaliśmy na telefonach.

Trwa ładowanie wpisu

„Śnienie” jest porcją emocji, która pozwala na zatrzymanie się w czasie, kiedy wszyscy gnają. Na zadanie sobie pytania o to, co u ciebie i u mnie. Czy są tu – jak w tytułowej piosence – Antarktydy lody lub Sahary piaski, czy jest coś co pozwala na wspólne przeżywanie.

To wzmagane jest aranżacjami i instrumentarium. Produkcja stawia na detale, na zabawę chórkami, na wchodzenie w świat, w którym instrumenty wyjątkowo blisko są tego, jak brzmi natura.

To płyta zdecydowanie dla starszaków. Dla ludzi, którzy emocjonalnie są dojrzali, którzy zazwyczaj co nieco przeszli i teraz świadomie chcą się cieszyć chwilą, nastrojem. A ten jest taki, jak w piosence śpiewanej z Pawłem Domagałą. Tworzy dodatkową przestrzeń dla słuchacza, nakazuje się zatrzymać. I dobrze.

Trwa ładowanie wpisu