Podejrzewam, że w Europie niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, że ma pan zespół, z którym nagrał pan już dwie płyty. Jest pan dziś aktorem czy muzykiem?

Kevin Costner: Cóż, nie rodzielam tych ról. Ja po prostu realizuję swoje pomysły i ambicje. Wcześniej grałem w filmach i je reżyserowałem, a kilka lat temu poczułem, że czas wrócić do tworzenia muzyki. Nawet w Ameryce ludzie są bardzo zaskoczeni, gdy dowiadują się, że jestem muzykiem. Ale ja nie zwykłem organizować wielkich konferencji, na których ogłaszam początek mojej nowej kariery. Jestem raczej zwolennikiem działania - może cię to zdziwi, ale nagraliśmy już drugą płytę, a pomysły na trzecią już się rodzą. Jak się na coś uprę, to jestem bardzo konsekwenty i szybki (śmiech).

Reklama


Czyli zajmował się pan muzyką jeszcze zanim został pan aktorem?

Na studiach grałem na gitarze i założyłem zespół wspólnie z kilkoma przyjaciółmi, ale los zdecydował za mnie i zostałem aktorem. Później nie miałem już czasu na poważnie zająć się muzyką. Do niedawnego powrotu i koncertowania z Modern West zachęciła mnie żona, bo szczerze mówiąc nie byłem pewien czy to dobry pomysł.

Reklama


Niejeden hollywoodzki aktor próbuje swoich sił jako muzyk. Oprócz pana na myśl przychodzi mi choćby Steven Seagal, Russell Crowe czy Keanu Reeves. Miał pan kiedyś okazję grać, z którymś z nich?

Nie, i szczerze mówiąc niewiele mnie obchodzi, co oni robią. Staram się skupiać na swoim zespole. Czasem po koncertach muzycy z innych zespołów proponują nam wspólne jammowanie i nie mam nic przeciwko temu. Jednak nie traktuję muzyki, jako kaprysu. To dla mnie bardzo ważna sprawa.


No tak, ale pański zespół nie odniósł dotychczas jakichś spektakularnych sukcesów. Nie boi się pan, że wielu ludzi nie interesuje pańska muzyka, tylko to, że mogą zobaczyć na żywo „Tańczącego z wilkami”?

Reklama

Moja popularność z pewnością nie szkodzi koncertom Modern West (śmiech). Oczywiście zdaję sobie sprawę z takiego ryzyka, ale niewiele mogę na to poradzić, więc raczej się tym nie przejmuję. Ja zwyczajnie chcę z przyjaciółmi grać muzykę, która nam się podoba.



Z Modern West daje pan koncerty na całym świecie, ale muzyka country nie jest szczególnie popularna poza Ameryką. Jak odbiera pana publiczność z innych regionów?

Po pierwsze nigdzie się pcham na siłę tylko zostaję zapraszany. Poza tym sądzę, że gitarowe brzmienie i dobry groove to uniwersalne rzeczy, które sprawdzają się pod każdą szerokością geograficzną.


Na pierwszej płycie muzyce Modern West „Untold Truths”, która za kilka dni ukaże się w Polsce słychać m.in. echa Bruce'a Springsteena i ZZ Top... To jest muzyka, której pan słucha?

Oczywiście jestem fanem głównie amerykańskiej muzyki, ale nie słucham wyłącznie country i rocka. Uwielbiam też Robbiego Robertsona i często wracam do artystów z wytwórni Motown. Tych wszystkich wpływów nie słychać na naszym debiucie, ale już za kilka tygodni w Ameryce ukaże się nasza druga płyta „Turn It On”, na której znacznie więcej jest rock'n'rolla. Znajdą się na niej również trzy piosenki napisane na potrzeby filmu „Nascar Dreams”.


W jednej z piosenek śpiewa pan też o słuchaniu piosenek Williego Nelsona, podczas jazdy przez amerykańskie bezdroża. To pański muzyczny bohater?

Oczywiście – obok Johnny'ego Casha to jeden z największych amerykańskich artystów.


I zdeklarowany fan marihuany...

Cóż, nikt nie jest idealny (śmiech). Choć bardziej niż jego nałogi interesuje mnie jego muzyka.


Jest pan aktorem, reżyserem i muzykiem. Nie miał pan nigdy ochoty napisać muzyki, do któregoś ze swoich filmów?

O nie, Broń Boże! Zdecydowanie nie czułbym się na siłach. Ja zajmuję się opowiadaniem krótkich i prostych historii, a dzieła muzyki filmowej bliższe są symfonii. Darzę wielkim szacunkiem takich kompozytorów jak Ennio Morricone, John Barry czy James Newton Howard. Oni są prawdziwymi dźwiękowymi malarzami, z którymi nie mógłbym się równać.



W jednej z piosenek na pierwszej płycie śpiewa pan „Jestem uciekinierem”. Uciekł pan z Hollywood?

Nie przepadam za Hollywood, ale akurat ta piosenka jest o czymś innym. To opowieść o ofiarach huraganu Katrina. Akurat kręciłem wtedy film w rejonie najdotkliwiej zniszczonym przez ten kataklizm i widok zniszczonych domów i ogrom ludzkiego nieszczęścia naprawdę mnie przytłoczył. Ta piosenka jest o tych, którzy przeżyli i od nowa budują swoją przyszłość.


Mam wrażenie, że panu w ogóle blisko do misyjności i patriotyzmu Bruce'a Springsteena. W piosenkach często opowiada pan o biednej zapomnianej Ameryce i małych miasteczkach. To są te tytułowe „Przemilczane prawdy”?

Poniekąd tak. Obcokrajowcy często postrzegają Amerykę przez pryzmat Nowego Jorku i filmów kręconych głównie w metropoliach, ale to zaledwie niewielki ułamek tego ogromnego i zróżnicowanego kraju. Ja staram się pokazać go ze wszystkimi jego ułomnościami i kolorami. A co do tytułu to „Untold Truths” odnosi się też do sytuacji, w której wiesz, że musisz pogodzić się z prawdą, przyznać się do błędu, ale nie masz odwagi. Zawsze mnie interesowały takie przełomowe, trudne dla człowieka momenty.



Kevin Costner (rocznik 1955), amerykański aktor, reżyser, producent i muzyk. Największy rozgłos zyskał jako reżyser i odtwórca głównej roli w „Tańczącym z wilkami” (1990), za którego dostał Oscara. Na polski rynek za kilka dni trafi jego muzyczny debiut „Untold Truths” nagrany z zespołem Modern West.