W ciągu zaledwie dwóch lat z ghostwriterki tworzącej piosenki m.in. dla Britney Spears i Fergie 23-letnia wokalistka została nową królową popu. Niedawno magazyn „Times” umieścił ją na szczycie listy najbardziej wpływowych ludzi show-biznesu. Dość powiedzieć, że łącznie jej dwie dotychczasowe płyty „The Fame” oraz „The Fame Monster” sprzedały się w blisko 12 milionach egzemplarzy, a sprzedaż singli Lady Gaga przekroczyła 40 milionów. Jeśli te liczby nie robią na kimś wrażenia, to warto się przyjrzeć internetowym statystykom. Stephanie Germanotta (prawdziwe nazwisko Gagi) jako pierwsza artystka w historii osiągnęła ponad miliard odsłon w sieci – właśnie tyle osób zobaczyło jej teledyski.

Reklama

"Uwielbiam jej przerysowany styl – te ogromne usta i wizualną otoczkę. Ona jest najbardziej ekscytującą postacią na muzycznej scenie, odkąd pojawiliśmy się my. Jest kobiecym odpowiednikiem Kiss" – w ten sposób o Lady Gaga mówił ostatnio basista legendarnego zespołu Kiss Gene Simmons.

>>> Zobacz wszystkie twarze Lady GaGi

Makijaż rodem z horroru

Podobnie jak Kiss Lady Gaga nie musi się dziś martwić o jakość tego, co nagra. Jej fani i wielbiciele przełkną każdy pasztet, bo Amerykanka przestała funkcjonować jako artystka – ona jest dziś doskonale wypromowaną marką. I tak jak członkowie grupy Kiss, bardziej niż z muzyką, szybko zaczęli być kojarzeni głównie z jaszczurzym językiem Gene’a Simmonsa i makijażem rodem z taniego horroru, tak dziś Gaga jest symbolem skupiającym w sobie esencję współczesnego show-biznesu. Różnica polega na tym, że Gaga ten status osiągnęła w rekordowym czasie i wszystko wskazuje na to, że to dopiero początek jej kariery. Zamiast osiąść na laurach, artystka nieustannie prowokuje i kreuje. Następca „The Fame Monster” powstaje w mobilnym studiu w busie, w przerwach między kolejnymi koncertami trwającej właśnie trasy.

Krytycy zarzucają amerykańskiej wokalistce, że jej styl to tandetny patchwork złożony z przypadkowych inspiracji. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że mają sporo racji, bo Germanotta bez zażenowania kopiuje wszystko i wszystkich – od Madonny po Marilyn Manson, Abbę i Depeche Mode. A z drugiej strony owo nieustanne kopiowanie i kult przepychu są istotą współczesnego popu. Jednak glamourowy świat Gagi jest chory – postacie w jej teledyskach często są zniewolone, zdeformowane i kalekie – tak jak modelka z teledysku „Paparazzi” poruszająca się o kulach, ubrana w kreację do złudzenia przypominającą słynny metalowy kostium z klasycznego już klipu „Too Funky” George’a Michaela. Germanotta zdaje się mówić: tak, nasza kultura żywi się wyłącznie odpadkami z przeszłości.

>>> Zobacz galerię zdjęć

Reklama

Jej twórczość można więc również rozpatrywać jako inteligentną krytykę kultury masowego recyklingu. Oczywiście najpikantniejszą stroną tej teorii jest fakt, że Gaga jest obecnie centralną częścią tego układu, tym samym wnosząc do niego nową jakość – dystans do siebie samej. To nowość w świecie rozrywki, w którym pieniądze i moda są traktowane śmiertelnie poważnie.

Scena warta 150 tys. dol.

Czego można spodziewać się po koncercie Gagi? Cóż – kilka miesięcy temu podczas występu dla królowej Elżbiety, która osobiście zaprosiła Lady Gaga na gościnne występy, Amerykanka zaprezentowała się w nomen omen wystrzałowym stylu – włącznie z sutkami strzelającymi iskrami, krwawym make-upem i lateksowymi wdziankami rodem z filmów sadomaso. Trasa promuje album „The Fame Monster”, który wydany został w Polsce w listopadzie 2009 roku, ale usłyszymy zapewne wszystkie numery Gagi – w końcu nie powstało ich aż tak wiele... Jedno jest pewne – Amerykanka nie oszczędza na koncertach – niedawno na potrzeby festiwalu Lolapalooza zażyczyła sobie sceny wartej 150 tys. dol. Jeśli komuś podobał się migotliwy charakter ostatniej trasy Madonny, to doceni pomysłowość Germanotty. Po jej marcowym koncercie w Sydney australijscy fani tak opisywali swoje wrażenia: „To jak impreza rave, której gospodarzem jest szatan. Gaga wygląda jak drag queen, a jej kapela brzmi ostro i agresywnie”.