"Kiedy po raz pierwszy podaliśmy informację o albumie z remiksami Heya, w internecie znalazłem wiele pytań o starsze płyty zespołu" – opowiada Jacek Jagłowski, współwłaściciel wytwórni QL Music. I dodaje, że już od ponad dwóch lat firma nosiła się z zamiarem ich reedycji, ale czekała na dobrą okazję. "Teraz zdecydowaliśmy się na taki eksperyment przy okazji wydania remiksów" – mówi Jagłowski.
Wraz z premierą podwójnego albumu „Re-Murped!” na półki sklepowe trafiają też trzy pierwsze krążki zespołu Kasi Nosowskiej: „Fire”, „Ho!” i „?” – wszystkie w wersji zremasterownej i w oryginalnej szacie graficznej. Producentem jest QL Music, które obecnie wydaje Hey i Nosowską, a dystrybutorem koncern Universal Music Polska, który przejął prawa do pierwszych wydawnictw grupy od Izabelin Studio. Jak podkreśla Jagłowski, to najlepsza sytuacja dla zespołu, bo artyści dostają tantiemy według pierwotnej umowy. Już sprzedaż trzech tysięcy sztuk jednego tytułu wystarcza, żeby wytwórnia nie była stratna na tym przedsięwzięciu.
Dziś można już tylko pomarzyć o nakładach, jakie te albumy osiągały w latach 90. Platynową płytę przyznawano wówczas za 250 tysięcy sprzedanych egzemplarzy. Ale pierwsze wydawnictwa grupy Hey osiągały nawet trzy- czy czterokrotnie wyższe wyniki sprzedaży. Chociaż dokładnych danych nie da się ustalić ze względu na ówczesne realia rodzącego się wolnego rynku i stanu fonografii, w którym umowy często nie były uczciwie podpisywane, szerzyło się piractwo, a podstawowym nośnikiem były kasety magnetofonowe.
Tamte bolączki są kłopotem również dzisiaj. Wielu tytułów nie można wznowić, bo prawa autorskie zostały przy nieistniejących firmach. Brakuje też zachowanych w lepszej jakości materiałów dźwiękowych i graficznych, które należałoby dostosować do współczesnych oczekiwań.
"Staramy się trzymać zachodnich standardów i do zremasterowanej płyty dodawać krążek z odpadami z sesji czy z nagraniami koncertowymi" – mówi Maciej Pilarczyk, menedżer Myslovitz. I zaznacza, że to oczywiste: by kupić płytę po raz drugi, trzeba mieć bodziec w postaci wartości dodanej.
Pod koniec zeszłego roku, przy okazji powrotu zespołu Myslovitz na scenę po dłuższej przerwie, ukazały się wznowienia „Miłości w czasach popkultury” i „Korova Milky Bar”. Każda sprzedała się w nakładzie sięgającym 10 tysięcy egzemplarzy. W kwietniu z okazji 15. rocznicy wydania wznowiono debiut „Myslovitz”. Nakład sięgnął 5 tysięcy egzemplarzy, z dołączoną płytą koncertową.
Na Zachodzie reedycje to świetnie prosperujący biznes, czego dowodem było w zeszłym roku wielkie zamieszanie wokół wydania na nowo w wersji mono i stereo całej dyskografii The Beatles. W tym roku wytwórnia EMI zapowiada wydanie na podobnej zasadzie albumów grupy Pink Floyd dostosowanych do wymagań formatu cyfrowego, a Sony Music – wszystkich nagrań Jimiego Hendriksa. Nie można też zapomnieć o obecnym sukcesie The Rolling Stones, którzy po 16 latach wrócili na szczyty list przebojów za sprawą wznowienia legendarnego „Exile On Main St.” z 1972 roku.
W Polsce reedycje są na razie głównie koniecznością i podyktowane są przez takie sieci jak Empik, które nie chcą trzymać tzw. back-katalogu, czyli płyt wydanych przed laty. "Pewnie za rok zostaną na półkach tylko cztery ostatnie tytuły Heya" – mówi Jacek Jagłowski. I dodaje, że i tak dużo już zrobiono, żeby przynajmniej na jakiś czas przywrócić stare tytuły i przypomnieć, że grupa już przed laty nagrała kilka znakomitych albumów.
W tym roku planowane są jeszcze trzy kolejne płyty z dyskografii Heya, wznowienia Myslovtiz, a potem może również Edyty Bartosiewicz i innych artystów, którzy na naszym rynku odnieśli sukces ponadpokoleniowy.