Mają miliony wiernych fanów, prawie dwieście milionów sprzedanych płyt, a przez ponad 25 lat działania stali się zespołem, który znany jest w każdym zakątku świata. Wszystko ma jednak swoją cenę: wokalista leczył alkoholizm, basista zrezygnował z gry, ostatni album był słaby, a członkowie formacji poszli na grupową terapię do psychologa… Metallica ma przed sobą najcięższy rok w historii.

Pierwsze sygnały ostrzegające przed nadchodzącym kryzysem pojawiły się już w 1991 roku, czyli w momencie największego triumfu grupy. Wydany wtedy piąty krążek zespołu, legendarny "Czarny album", dzięki przebojowym "Enter Sandman" czy granemu nawet na dyskotekach "Nothing Else Matters" wyniósł Metallikę z poziomu mistrzów metalu do roli jednego z największych zespołów muzycznych świata.

Sukces ten na dugie lata stał się kulą u nogi zespołu. Już wtedy bowiem fani zespołu zarzucili muzykom zdradę gatunku zwanego thrash metalem. Co więcej - na następnych płytach Metallica coraz bardziej łagodziła brzmienie, gdzieś się zgubił jej drapieżny pazur.

Gdy wydane w 1998 i 1999 roku płyty "Garage Inc." oraz "S&M" nawet na jeden tydzień nie weszły na szczyt listy najpopularniejszych płyt w Stanach, w zespole zaczął się kryzys. Będący ulubieńcem tłumów, basista Jason Newstead nie mógł znieść, że wokalista James Hetfield był bardziej zajęty pochłanianiem gigantycznych ilości piwa, niż zespołem. W grupie rozpoczęła się (dosłownie i w przenośni) walka o kierunek, w jakim zespół miał podążać. Jej efektem było odejście Newsteda.

W 2003 roku Metallica otrząsnęła się z marazmu - z nowym basistą wydała jeden z najbardziej ostrych albumów w historii metalu. Cóż z tego, skoro "St. Anger" przyjęty był przez krytykę chłodno, fani kręcili nosem, a Hetfield nie potrafił na koncertach bez fałszu zaśpiewać karkołomnego tytułowego utworu…

Teraz Metallica ma przed sobą nie lada wyzwanie. Wiedząc, że fani nie darzą szacunkiem tego, co grupa zrobiła w latach 1992- 2002, zaprzestała wykonywania na koncertach stworzonych wówczas nagrań. Z drugiej strony, muzycy chyba zdali sobie sprawę, że brutalność i szybkość muzyki z "St.Anger” była sztuką dla sztuki, udowodnieniem sobie, że panowie po czterdziestce potrafią jeszcze grać jak dwudziestolatkowie.

W tym roku ukaże się nowy album grupy. Jeśli nie będzie tak dobry, jak jedna z pięciu pierwszych ich płyt, Metallikę w najlepszym przypadku czeka los wyśmiewanych niegdyś przez nich samych Iron Maiden lub Scorpions - objazdowego rockandrollowego cyrku, na który przychodzi się z zupełnie innych, niż muzyczne, pobudek.











Reklama