Na "Consequence Of Chaos" wrócił pan po latach poszukiwań do jazzrockowego brzmienia oraz klasycznego składu Al di Meola Project.

Al di Meola: Jednak nie oglądam się za siebie. Ten powrót to próba syntezy dotychczasowych doświadczeń i wyznaczenia kierunków na przyszłość. Współpraca z mistrzem flamenco, Paco de Lucią, fascynacja tangiem Astora Piazzoli, wreszcie symfoniczny projekt "Le Grande Passion" odmieniły mnie i wzbogaciły. Dziś jestem po trosze rockmanem, jazzmanem, kameralistą, artystą uprawiającym world music. Tę eklektyczną mieszankę nazywam nowoczesną muzyką instrumentalną. Nowoczesną, bo nastawioną na odkrywanie nowych możliwości.

Co jeszcze łączy pana poszukiwania? Potrzeba improwizacji?

W mojej twórczości to kluczowa sprawa. Dzięki improwizacji mogę wyrazić swoje emocje. Nawet, gdy grałem ściśle zanotowane kompozycje Astora Piazzoli, pozwalałem sobie na improwizację. Kluczowe było indywidualne odczytanie rytmu, wprowadzenie synkop, których nie uświadczysz w klasycznych wykonaniach Piazzoli. Świetnym przykładem na znaczenie improwizacji jest też Paco de Lucia. Jego odczytania klasycznej muzyki hiszpańskiej należą do najciekawszych, właśnie dzięki zmysłowi improwizacji wyniesionemu z flamenco. Ale improwizacja to tylko jeden ze składników dzieła.

Co oznacza tytuł "Consequence Of Chaos"?

Od początku uprawiam muzykę fusion, która opiera się na łączeniu różnych wpływów. Ale tytuł "Consequence Of Chaos" trzeba rozumieć szerzej jako wizję świata w chaosie, w którym znalazł się po ostatniej wojnie na Bliskim Wschodzie. Współczesny chaos ma swoje dobre strony. To coraz lepsza komunikacja w skali globalnej, możliwość szybkiego przemieszczania się, pozyskiwania informacji, słuchania nagrań z internetu. Mamy dziś o wiele większe pojęcie o tym, co się dzieje w polityce i sztuce w innych częściach świata. I nie możemy być na to głusi. Kultura globalnej wioski to inspirujący chaos, przez który trzeba się przedrzeć, by odnaleźć własny głos.

Czy na otwartość na inne kultury mają wpływ pańskie amerykańskie korzenie?

Łatwiej łączyć różnorodne inspiracje, mieszkając w Ameryce a nie we Wschodniej Europie. Szczególny pod tym względem jest Nowy York, gdzie można usłyszeć dosłownie wszystko. Ostatnio poznałem tam fenomenalnych muzyków z Macedonii. Zamierzam nawiązać z nimi kontakt, ale znalezienie wspólnego języka przed koncertami i nagraniami zajmie nam mnóstwo czasu. Może w przyszłym roku...

Właściwie już sam wybór instrumentu skłania do takich multikulturowych poszukiwań.

Tak, etniczne inspiracje same narzucają się poszukującemu gitarzyście. Mój instrument przywędrował do Europy z Bliskiego Wschodu. Od tamtej pory odgrywa ważną rolę w muzyce ludowej (chociażby flamenco), klasycznej, a we współczesnej kulturze popularnej zyskał status ikony. O wiele trudniej poruszać się po tak różnorodnych obszarach pianiście, który gra na instrumencie bardzo silnie osadzonym w tradycji klasycznej.

Wielu twórców fusion nawiązuje dziś chętnie do hip-hopu i muzyki klubowej. Pan również?

Taneczne rytmy od zawsze mnie fascynowały, ale za hip-hopem nie przepadam. Rytm jest tam bardzo zmysłowy, pobudza ciało, jednak sama muzyka pozostaje pusta, przezroczysta. Drażnią mnie też naiwne teksty.

Muzyka latynoska nie traci na popularności od pół wieku: począwszy od bossa novy Jobima, skończywszy na klubowej modzie na gorące rytmy. Skąd wynika ta nieustająca fascynacja?

Reklama

Ta muzyka ma wspaniały rytm i harmonię, czyli rzeczy, które są dla mnie najważniejsze. To z nich wypływają te nasycone emocjami melodie, za które ludzie tak kochają samby, rumby czy tanga.

A więc hip-hopowcom polecałby Pan słuchanie muzyki latynoskiej?

Absolutnie.

To Pana trzecia wizyta w Polsce? Jak Pan wspomina tamte występy?

Kocham Polskę i polskich słuchaczy, którzy mnie zawsze gorąco przyjmowali. Występ z Orkiestrą "Amadeus" z projektem "Le Grande Passion" był jednym z najpiękniejszych momentów w karierze. Po raz pierwszy słyszałem swoją muzykę w tak wspaniałej oprawie brzmieniowej i w pewnym momencie łzy stanęły mi w oczach. Wielka w tym zasługa Agnieszki Duczmal oraz jej zespołu. Oni świetnie rozumieją moją muzykę. Zagrali wtedy z taką precyzją oraz feelingiem... Grałem potem jeszcze z kilkoma orkiestrami w różnych częściach świata, ale "Amadeus" pozostaje bezkonkurencyjny. Chciałbym z nimi nagrać płytę.


Al di Meola Project
28 marca, Sala Kongresowa, Warszawa