Mimo że skrzypce trzymało w rękach kilku jazzowych gigantów, instrument ten kojarzony jest głównie z muzyką poważną. Od klasyki rozpoczynała też muzyczną podróż Regina Carter. Miała przy tym zadatki na kolejnego filharmonicznego Wunderkinda. Przełom nastąpił, gdy zobaczyła Stephane'a Grappelliego.

"Widziałam, ile radości i wolności było w tej muzyce. Chciałam tego doświadczyć sama" - wspomina czarnoskóra skrzypaczka. Gdy jej rówieśniczki zastępowały plakat Michaela Jacksona intelektualno-buntowniczym wizerunkiem Talking Heads, ona zmieniała się z fanki Sir Yehudiego Menuhina na wielbicielkę Grappelliego.

Do poważnego repertuaru wróciła dopiero w 2003 roku, nagrywając album "Paganini: After A Dream" na oryginalnych skrzypcach legendarnego włoskiego wirtuoza. Dzieła Debussy'ego i Ravela przyprawiła bluesową harmonią oraz swingową pulsacją. I choć zmieniała oblicza niczym kameleon, zawsze pozostawała wierna swej największej jazzowej pasji.

Jej debiutancka płyta zatytułowana po prostu "Regina Carter" (1995) zawierała bezwstydnie komercyjne numery z hiphopowymi beatami i nieco tandetnymi brzmieniami. Później przeżyła fascynację jazzem elektrycznym, zahaczając o afrykańskie i latynoskie klimaty, by na początku nowego tysiąclecia w duecie z wybitnym pianistą Kennym Barronem wydać zaskakująco odważny, niemal awangardowy album "Freefall" (2001). Słychać na nim, że klasyczne wykształcenie skrzypaczki nie poszło na marne. Ciepłe, choć nigdy przesłodzone brzmienie instrumentu Carter i jej ogromny zmysł melodyczny łączą się tu z wykonawczą wirtuozerią oraz swobodnym dialogiem dwójki muzyków.

W 2006 roku artystka zaskoczyła fanów kolekcją przedwojennych standardów nagranych z gościnnym udziałem wokalistki Dee Dee Bridgewater. "I'll Be Seeing You: A Sentimental Journey" mogłaby stanowić ścieżkę dźwiękową do filmu gangsterskiego z czasów prohibicji. Regina Carter okazuje się więc kolejną (m.in. po wybitnej śpiewaczce operowej Barbarze Hendricks) klasycznie wykształconą Afroamerykanką, która wróciła do własnych muzycznych korzeni. Dla potomków niewolników swobodny duch jazzowej improwizacji zdaje się mieć wciąż szczególne znaczenie.


Regina Carter Quartet
29 marca, Fabryka Trzciny, Warszawa