Jeżeli nie znacie Modest Mouse, to może znacie Band Of Horses? Albo Wolf Parade? Albo My Morning Jacket? To nowa fala amerykańskich grup, które coraz mocniej pukają do bram wielkiego muzycznego biznesu. Sporo je łączy. Wszystkie podtrzymują wiarę w moc brzmienia gitary elektrycznej. Wszystkie swą reputację zbudowały dzięki wyczerpującym trasom koncertowym. I wszystkie cieszą się opinią formacji dla młodych inteligentów (są popularne głównie na studenckich kampusach).

Reklama

Również pod względem stylistycznym zmierzają w podobnym kierunku. Starają się zagospodarować przestrzeń, która do niedawna wydawała się ziemią niczyją - pomiędzy młodymi, pseudopunkowymi gwiazdami dla nastolatków (np. My Chemical Romance), tradycyjnymi pieśniarzami spod znaku Springsteena oraz potentatami alternatywnego grania (Pixies, wczesne Radiohead). Nie uciekają w eksperyment (tylko z rzadka korzystają z instrumentarium elektronicznego) i mają zmysł do dużych epickich form.

Modest Mouse ma w tym gronie bodaj najdłuższy staż. Grupa powstała w 1993 roku. Początkowo funkcjonowała jako trio dowodzone przez wokalistę i gitarzystę Issaca Brocka. Sukces odniosła przed czterema laty, kiedy jej poprzedni album "Good News For People Who Love Bad News" dotarł na Top 40 w zestawieniu bestsellerów magazynu "Billboard". Dziś skład rozrósł się do sekstetu, a jednym z nowych członków zespołu został... Johnny Marr. Ten sam, który w połowie lat 80. odświeżył oblicze brytyjskiej sceny niezależnej jako gitarzysta i kompozytor słynnych The Smiths, współpracownik The The i The Pretenders.

Czy jego obecność w zespole zmieniła muzykę Modest Mouse? Niespecjalnie. Nowa płyta to nadal charakterystyczne dla formacji połączenie wątków avantrockowych z teatralnym rozbuchaniem, zamiłowaniem do nieco ryzykownych efektów dramatycznych. Może więcej tu mroku, klimatu depresji, może Issac Brock śpiewa mocniej i bardziej przejmująco niż dotychczas (gdzieniegdzie ociera się nawet o manierę Toma Waitsa), ale generalny kierunek został utrzymany. Tylko sporadycznie z tła przebija charakterystyczna gitara Marra (przed laty jego oszczędny, ale intrygujący styl uznawano za objawienie). Jeżeli ktoś liczy na kontynuację psychodeliczno-nowofalowej linii The Smiths bądź popowej stylistyki The The, będzie zawiedziony.

Reklama

Na "We Were Dead Before The Ship Even Sank" tradycja britpopowa (współtworzona oraz kontynuowana przez Marra) przegrywa ze spuścizną grunge'ową (Brock nagrywał niegdyś dla odpowiedzialnej za sukces grunge'u firmy Sub Pop). Ciekawe, choć zbyt przewidywalne. Zresztą podobnie jak dokonania Band Of Horses, Wolf Parade czy My Morning Jacket...


Modest Mouse
"We Were Dead Before The Ship Even Sank"
Sony BMG