"Huun-Huur-Tu oznacza wirujące słońce. W Tuwie (granicząca z Mongolią autonomiczna republika w azjatyckiej części Rosji) mówimy tak na promień światła rozszczepiony przez chmury" - wyjaśnia "Kulturze TV" menedżer zespołu Aleksander Cheparukhin. To zjawisko optyczne wyśmienicie ilustruje fenomen akustyczny, który legł u podstaw sztuki azjatyckiego kwartetu. Każdy dźwięk ukrywa w sobie kilka innych, które można wydobyć w odpowiedni sposób zaciskając gardło. Najłatwiej sprawdzić to, płynnie przechodząc od samogłoski "u" do "i" - przez chwilę usłyszymy kilka wysokości jednocześnie.
Taka domowa próbka śpiewu gardłowego nijak ma się do wirtuozerii członków Huun-Huur-Tu, którzy potrafią wykonywać nawet cztery dźwięki jednocześnie, swobodnie kształtując przy tym melodię oraz harmonię.
"Choć człowiekowi Zachodu nasza technika wydaje się niezwykła, stanowi ona uniwersalne i ponadczasowe dziedzictwo ludzkości" - twierdzi Cheparukhin. Faktycznie, na śpiew harmoniczny natrafić można w tak odległych zakątkach świata, jak Południowa Afryka, Kanada, Sardynia czy Laponia. Do legendy przeszedł Arthur Miles, teksaski kowboj z początków XX wieku, który samodzielnie opatentował tę technikę na potrzeby stylu country.
To jednak wyjątek - śpiew gardłowy jako taki zawitał do świata Zachodu dosyć późno: dopiero w 1968 w "Stimmung", jednym z najwybitniejszych dzieł Karlheinza Stockhausena. Siedem lat później Amerykanin David Hykes założył w Nowym Yorku Harmonic Choir, pierwszy na Zachodzie profesjonalny zespół adaptujący tradycyjne techniki azjatyckie na potrzeby muzyki współczesnej. Do panteonu tej archaicznej awangardy włączyć trzeba jeszcze znakomitą wokalistkę Sainkho Namtchylak.
W rodzimej Tuwie została wyklęta za złamanie wielowiekowego tabu zabraniającego kobietom śpiewu harmonicznego pod groźbą utraty płodności, natomiast w Europie Zachodniej jest podziwiana za łączenie wielokulturowej tradycji z jazzem i elektroniką. Huun-Huur-Tu ma na koncie pięć albumów, ale ich muzyki najlepiej słuchać na żywo. Autentyczne ludowe stroje, niskie, wibrujące dźwięki głosów oraz surowe brzmienie pradawnych instrumentów przenoszą słuchacza w świat dawnych animistycznych obrzędów.
Nie to jednak muzyczny skansen: "O żywotności wszelkiej tradycji decyduje jej rozwój. W porównaniu do innych grup z Tuwy nasze wokalne oraz instrumentalne rozwiązania mogą wydawać się skomplikowane, nawet nowoczesne. Nie chcemy bowiem popisywać się śpiewem niczym cyrkowymi sztuczkami, lecz pokazywać nasze dziedzictwo w szerokim kontekście historycznym oraz kulturowym" - mówi Cheparukhin.
Rzeczywiście, w Azji Centralnej (Tybecie, Mongolii, Tuwie oraz innych syberyjskich republikach Federacji Rosyjskiej) śpiew gardłowy, zwany khoomei, stanowi ważny element starożytnej, ale wciąż żywej kultury, pamiętającej czasy Dżingis Chana oraz Buddy. "Niemal wszystko, co nowe, bierze się z tego, co zapomniane, dawne" - podsumowuje Alexander Cheparukhin.
Huun-Huur-Tu
Filharmonia Szczecińska, 21 kwietnia; Uniwersytet Warszawski, 22 kwietnia